czwartek, 24 kwietnia 2008

Nie żyłam samotnie

Lubię biografie. Ta szczególnie przypadła mi do gustu z dwóch powodów: po pierwsze, jej bohaterka miała naprawdę bogate interesujące życie, którym mogłaby obdarzyć kilkoro innych ludzi; po drugie, urodziła się w czasach, które są mi jakoś ulubione i bardzo bliskie - początek XX wieku. Mowa tu o kolejnej pozycji z mojej listy europejskiej - książce "Nie żyłam samotnie" Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej.

Nie jest to książka nowa (chyba w ogóle trudno ją teraz gdzieś kupić), moje wydanie jest z 1985 roku, i wpadła mi w oko, kiedy kilka dni temu przeszukiwałam biblioteczkę u rodziców, żeby znaleźć książki z mojej listy 6 kontynentów.

Życie pani Miry przypada na cudowny i zarazem straszliwy okres naszej historii - rozbuchane artystycznie 20-lecie międzywojenne, II wojna światowa, potem Polska socjalistyczna. Na szczęście mało jest o tym ostatnim okresie, bo by mnie chyba szlag trafił, gdybym poczytała więcej - wystarczy mi ta dawka głupoty i arogancji ówczesnych dygnitarzy, zawarta na kilkudziesięciu stronach książki. Grozę wojny też da się bardzo mocno odczuć mimo, że autorka poświęciła temu okresowi niewiele miejsca. Książka zaczyna się dzieciństwem pani Miry w Płocku, a potem akcja przenosi się do Warszawy, i poznajemy najpiękniejszy okres w życiu aktorki.
A nie było to życie łatwe - pełne ciężkiej pracy i doskonalenia swojego warsztatu aktorskiego, ale też pełne zabawy, szaleństw, beztroski, satysfakcji ze swojej pracy scenicznej, wyzwań artystycznych i radości życia. Strasznie żałuję, że o tym okresie jest tak mało napisane (stosunkowo mało - książka generalnie jest niegruba, 230 stron plus przypisy), ale dla mnie każda ilość o tamtych czasach to byłoby mało. ^^

Fascynujące dla mnie jest to, że przyjaźniła się i współpracowała z tymi wszystkimi niesamowitymi osobami, o których się teraz wspomina z łezką w oku i szacunkiem dla ich dorobku artystycznego - Bodo, Dymsza, Ordonówna, Pogorzelska, Hemar, Tuwim, Makuszyński, Boy-Żeleński, Jaracz, Fogg i wielu, wielu innych. O "Mazowszu" jest bardzo niewiele, a biografia kończy się w okolicach 1955 roku, ale sama autorka pisze, że wiele książek na temat "Mazowsza" powstało i chyba ma rację, że się o tym nie rozpisuje.

Książka sama "się czyta", a jest to zasługą lekkiego dowcipnego pióra autorki, prostego języka, szczerego, bez udziwnień i bez zadęcia. I chyba taka była Mira Zimińska-Sygietyńska.

PS.: Tak w ogóle to się cieszę, że już mnie tu niektórzy odwiedzają! *^v^* Zapraszam też na mój blog życiowo-robótkowy FriendSheep - Gromadnik Życia Codziennego. ^^

1 komentarz: