środa, 4 listopada 2009

7 kolorów tęczy

Wydawnictwo "Magia Słów" przesłało mi do przeczytania książkę Moniki Sawickiej "7 kolorów tęczy". Już na wstępie moją uwagę przykuła bardzo kolorowa okładka, obok której na pewno nie przeszłabym obojętnie w księgarni, ale żeby nie oceniać książki po okładce zabrałam się za czytanie.

Pierwsze 300 stron zajmują równolegle prowadzone historie dwóch kobiet, Hanki i Mariji. Hanka straciła syna i próbuje ułożyć sobie życie z nowym mężczyzną, który przeżył własną tragedię - żona i córka skoczyły z okna wieżowca. Marija na wyjeździe wakacyjnym do Turcji poznaje mężczyznę, który nie dość, że jest żonaty, to ma dzieci i jest muzułmaninem. Jednak obydwie historie mają jeszcze inne wątki, a opowiedziane są w sposób chwilami poważny, a chwilami z duża dawką humoru i realizmu (np.: rozmowy między dwiema przyjaciółkami są bardzo życiowe *^v^*). Autorka ustami swoich bohaterów zadaje pytania o sens życia, miłości, przebaczenia, o dokonywanie właściwych wyborów, podążanie właściwą ścieżką. Ta książka mimo bolesnych doświadczeń obydwu kobiet ma ciepłe, pozytywne przesłanie a czyta się ją szybko i z przyjemnością.
Jedynym zabiegiem, który wcale mi się nie podobał, było cytowanie co jakiś czas kilkustronicowych fragmentów z książek Coehlo, Deepaka Chopry, Pease'ów albo z różnych stron internetowych. Takie cytaty pojawiają się niby wtrącone pomiędzy poszczególne kwestie pogaduszek między przyjaciółkami, ale wyglądają sztucznie, bo która z nas podczas plotkowania z psiapsiółką w kawiarni czy przez telefon robi nagle piętnastominutowy wypunktowany wykład na temat instrukcji tworzenia afirmacji? Albo czy piętnastolatka na pewno do swojego pamiętnika przepisywałaby żywcem listy Jana III Sobieskiego do Marysieńki, i to nie jeden czy dwa romantyczne fragmenty, ale całe teksty?

Dodatkiem do głównej części książki jest zbiór tekstów laureatów konkursów literackich ogłoszonych przez fundację „VADE-Mecum – chodź ze mną” im. Sandry Brędowskiej. Przyznam szczerze, że opuściłam część poetycką, bo wiersze nie są mi szczególnie bliskie, natomiast z kawałków prozatorskich większość jest dość wtórna i banalna, ale chciałabym zwrócić uwagę na prawdziwy hit literacki - opowiadanie Julianny Zofii Jonek "Serwetka dla Boga". Autorka jest osobą o niesamowitej wrażliwości a jej tekst zaskakuje dojrzałością pióra, oryginalnością pomysłu, ciepłem i słodyczą emanującą z każdego zdania.
I już zastanawiam się naprędce, co spakować w ciągu minuty. Zielony kapelusz, karminowa szminka, różowe perełki na żyłce, kabaretki, granatowy cień do powiek, Kot, puszka z piernikami, koronkowa haleczka w kolorze różowej waty cukrowej, kubek w bławatki - to pewne. Ale co jeszcze? Co jeszcze trzeba zabrać z domu w razie Końca Świata?

Zamyślam się na dwa machnięcia skrzydeł motylich...
Przymykam oczy nieucałowane jeszcze kawą o smaku cynamonu, kardamonu i gałki muszkatołowej.

1 komentarz:

  1. Właśnie to opowiadanie orócz jeszcze innego, również zwróciło moją uwagę. To uczłowieczanie Boga. :)))

    OdpowiedzUsuń