środa, 7 maja 2008

Miłość ponad czasem

W 2007 roku pojawiło się na rynku nowe wydanie tej książki zatytułowane tak jak orginał "Żona podróżnika w czasie", natomiast ja trafiłam na poprzednie, z 2003, pod tytułem "Miłość ponad czasem" autorki Audrey Niffenegger.
(tłumacz nie do końca mógł się chyba zdecydować na tytuł, w podziękowaniach na końcu książki pisze: "(...) którzy pomogli mi napisać i opublikować 'Czas odmierzany miłością'.")

"Henry, bibliotekarz z Chicago, jest zaburzony ... chronologicznie. Nie ma wpływu na to, gdzie i kiedy zniknie o raz w jakim miejscu i czasie się pojawi. Swoją przyszłą żonę, Clare, spotyka w wieku 36 lat, gdy ona jest małą dziewczynką. Potem bywa od niej młodszy i starszy, bo Clara dorasta "normalnie". Jakimś cudem udaje im się wziąć ślub, lecz wspólne życie obfituje w nieoczekiwane wypadki, a miłość narażona jest na ciężkie próby." merlin.pl

To byłaby taka fajna ("fajna" jest to celowo dobranym określeniem) amerykańska historia obyczajowa, taka dobra na ekranizację, z parą jakichś dobrych aktorów i ładnymi obrazkami w tle.
Tylko zupełnie nie rozumiem, po co autorce ten pomysł z przenoszeniem się w czasie głównego bohatera. Bez tego ta książka nadal byłaby całkiem niezłym kawałkiem beletrystyki. A tak jest trochę wydumana, ten element tutaj nie pasuje, zgrzyta mi, jest tak wciśnięty na siłę rodem z hollywoodzkich produkcji.

Nie odłożyłam tej książki po 1/4 tylko dlatego, że po pierwsze: była z biblioteki, i chciałam już oddać tę partię lektur i wziąć nowe, po drugie: pomyślałam, że to przecież musi czemuś służyć i do czegoś prowadzić, więc może się dowiem, jak poczytam dalej. No i się nie dowiedziałam, autorka jakoś zapięła elementy akcji, ale ja nadal nie czułam w tej ksiażce wielkiej miłości, którą ma niby opisywać. Może nie dla mnie romansidła? *^v^*

Nie zrozumcie mnie źle - uwielbiam literaturę sci-fi i fantasy, naczytałam się tego w życiu bardzo dużo i umiem docenić perełki tego gatunku, natomiast tutaj mamy współczesną obyczajówkę z dodanym nie wiadomo po co elementem rodem z sci-fi. W mojej ocenie ta lektura, przeredagowana zasługiwałaby na mocną czwórkę, a tak wywołuje u mnie duży znak zapytania...

A jednak znalazłam coś, co jest mi bliskie w tej powieści, to znaczy kilka słów o ukochanej głównego bohatera, do której jestem trochę podobna. *^v^*
"Najtrudniejszą lekcją jest upodobanie Clare do przebywania w samotności. Czasami, kiedy wracam do domu, wydaje się rozdrażniona; przerywam jej tok myśli, wdzieram się do rozmarzonej ciszy dnia. Czasami widzę na jej twarzy wyraz, który przypomina zamknięte drzwi. Chowa się do pokoju swego umysłu i siedzi tam, robiąc na drutach. Odkryłem, że Clare lubi być sama."

"Kiedy kobieta, z którą mieszkasz, jest artystką, każdy dzień jest niespodzianką. Clare przemieniła druga sypialnię w gabinet cudów, pełen małych rzeźb i rysunków, które zajmują każde wolne miejsce na ścianie. Zwoje drutu i rolki papieru wypełniaja półki i szuflady."

3 komentarze:

  1. Bardzo nie lubię różnych tytułów w różnych wydaniach, nawet kiedy sa zbliżone. Miesza to człowiekowi w głowie;) Słyszałam wiele dobrego o tej książce, póki co spoczywa na półce:) Pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany, nareszcie ktoś komu ta książka też nie przypadła do gustu. Moim zdaniem boleśnie mdła. No i też nie zauważyłam tam jakiejś wielkiej miłości. Ale może dlatego, że jestem spaczona i uważam, że największa miłość to była Heathcliffa i Katarzyny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się - miłość Katarzyny i Heathcliff'a buchała i dymiła, a tutaj jest kobieta, która powiedziała sobie w dzieciństwie, że ten mężczyzna będzie jej mężem i konsekwentnie realizuje swoje zamierzenie. ^^

    OdpowiedzUsuń