piątek, 13 lutego 2009

Powroty nad rozlewiskiem

Dostałam tę książkę od teściowej jakiś czas temu, przy pożegnaniach w drzwiach, po jakimś spotkaniu rodzinnym, i tylko rzuciłam okiem na okładkę, a potem w domu odłożyłam ją na stosik do przeczytania i zapomniałam z powodu innych lektur. Kiedy sięgnęłam po nią dwa dni temu, byłam absolutnie przekonana, że na półce czeka na mnie trzecia część cyklu o życiu nad rozlewiskiem Małgorzaty Kalicińskiej, a tu niespodzianka - to prequel do debiutu pisarskiego pani Małgorzaty, losy Barbary, matki znanej nam z "Domu nad Rozlewiskiem" Gosi.

Swoimi wspomnieniami sięga do wczesnego dzieciństwa podczas okupacji, następnie szybko prześlizguje się po czasach szkolnych i studiach w Warszawie, żeby na dłużej zatrzymać się na dorosłym życiu. Mój pierwszy zarzut do tej książki dotyczy właśnie tego pierwszego okresu - bohaterka snuje swoje wspomnienia jako dojrzała kobieta, dlaczego w takim razie czytając o jej losach jako pięcioletniej dziewczynki czułam, że tak opowiedziałoby to dziecko w podobnym wieku, a o czasach gimnazjalnych - nastolatka? Oczywiście te rozdziały nie są pisane dziecięcym szczebiotem czy jakąś specyficzną gwarą nastolatków, chodzi mi raczej o pewne odczucia, jakie we mnie pozostały, jakby autorka delikatnymi środkami wystylizowała te części powieści w taki sposób. Dziwne.

Mój drugi zarzut odnosi się do komentarza na okładce, napisanego przez Ninę Terentiew:
(...) Całe moje pokolenie wychowało się w PRL-u, (...) Adapter Bambino, big-beat, telewizja, inna niż dotąd muzyka, prywatki... To wszystko jest w tej książce. (...)
A właśnie, że nie ma! Owszem, najpierw mamy przywołane czasy dobrobytu sprzed wojny oraz powojenną biedę i zmagania z nią rodziców Barbary, i to jest bardzo ciekawie przedstawione, ale PRL?... Tu i ówdzie jest o tym i o owym wspomniane, gdzieś tam majaczą się wydarzenia polityczne ówczesnych czasów, i wiemy, że nasza bohaterka lubi oglądać w czwartki "Kobrę", jej były mąż jest w partii i raz przez dwa tygodnie była z kochankiem w Sopocie i tam bawiła się na prywatce w sopockiej willi jego kolegi. Moim zdaniem prawie wcale nie ma tutaj tego tła, i wyjąwszy kilka elementów dodanych jakby na siłę tu i ówdzie, można by czytać tę książkę jako zapis poplątanego życia współczesnej nam kobiety, która z sercem złamanym przez ukochanego wyszła za mąż bez miłości, bo trafiła na dobrego człowieka i ze strachu, że nic lepszego jej się nie przytrafi, która nie miała instynktu macierzyńskiego i znudziła się dostatnim życiem "dyrektorowej", angażując się w ognisty romans z mężczyzną żonatym i dzieciatym, który po czasie burzliwych uniesień zostawił ją i wrócił do rodziny. Która wreszcie zmuszona okolicznościami do stabilizacji na wsi w domu rodzinnym powoli uczy się życia na nowo, wciąż przeżywając burzliwe stosunki damsko-męskie z różnymi adoratorami, aby wreszcie odnaleźć tego jednego jedynego. Dla dodania kolorytu ma brata homoseksualistę, siostrę dewotkę, szwagra pantoflarza, w spadku wraz z gospodarstwem adoptowaną przez jej matkę upośledzoną umysłowo Kaśkę.

Jednak wbrew moi zarzutom "Powroty..." to niezłe czytadło, nieco przesłodzone (postaci rodziców Basi, Bronisławy i Michała, są wręcz wyidealizowane, ale kto by nie chciał mieć takiej matki jak Bronia! ^^), suto okraszone gospodarskimi poradami i przepisami kulinarnymi, ciepłe i w sumie - życiowe, bo wiadomo, że życie nie takie scenariusze potrafi nam napisać.

W drugiej części cyklu, "Dom nad rozlewiskiem", Basia zamienia się w swoją matkę Bronię - opokę i wyrocznię, wiedźmę (tę, która WIE, zresztą ta przemiana zapoczątkowuje się już w "Powrotach...") i ciepłą przystań, a jej miejsce kobiety na zakręcie zajmuje jej córka Małgosia. Trochę niepokoję się o zawartość trzeciego tomu, "Miłość nad rozlewiskiem", który nie zbiera już tak pochlebnych recenzji, jest podobno absolutnie przesłodzony, i chyba znowu powtarza ten sam schemat, tym razem zamieniając Basię na Małgosię a na jej miejsce wskakuje córka Paula. Mam nadzieję, że nie przerodzi się to w niekończący się cykl o kolejnych kobietach z rodu Matz'ów, przeżywających burzliwą młodość i stateczną dojrzałość, kiedy przyjdzie im zająć się gospodarstwem nad rozlewiskiem, zresztą, biorąc pod uwagę, że Paula żyje w obecnych czasach, autorka musiałaby z kolejnymi pokoleniami wybiec daleko w przyszłość, i zrobiłoby się (prawie science) fiction. *^v^*

I mam jeszcze jedną uwagę językową- czy tytuł nie powinien brzmieć "Powroty nad rozlewisko"?...

4 komentarze:

  1. Nie mogę jakoś sie przekonac do Kalicinskiej. Może za jakis czas...

    Kreativ Blogger dla Ciebie - bo lubię i czytam i szanuję. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Creative Blogger dla Ciebie ;) czyli wyróżnienie bloga. W moim ostatnim poście dowiesz się o co chodzi. Zapraszam do zabawy

    OdpowiedzUsuń
  3. Również skończyłam na dniach czytać drugi tom p. Kalicińskiej i bardzo mnie rozczarował. Pierwsza część była dużo fajniejszym czytadłem.

    Przyznaję Ci również Kreative Bloggera. Bo często tu zaglądam i mam wielki szacunek dla Twoich recenzji.

    OdpowiedzUsuń
  4. ja jestem w trakcie jej czytania:) narazie moja mama mi podwędziła, więc "stoję" w połowie. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń