wtorek, 15 lipca 2008

Czy czytam?

Prowincjonalna Nauczycielka zapytała mnie, czy po skończeniu Wyzwania 6 Kontynentów nadal czytam. Ależ tak! Tylko przed pisaniem recenzji powstrzymała mnie brutalność i śmierć, a dopiero duża dawka szczęśliwej miłości odblokowała moje "pióro" na nowo.
Ale po kolei.

Uwielbiam takie książki jak "Głos góry" Kawabaty Yasunari - jest w niej wszystko, co cenię w dobrej literaturze: ciekawa historia, którą chce się czytać kartka po kartce, żeby dowiedzieć się, co będzie dalej i jak to się skończy (książka z serii takich, co to "jeszcze tylko jeden rozdział i gaszę światło", a potem okazuje się, że za oknem świta... *^v^*), wielowymiarowi bohaterowie i bogata symbolika, pewien rytm, któremu zostaje poddany czytelnik, a przede wszystkim to, co mnie fascynuje w lekturach traktujących o innych kulturach i miejscach - pokazane życie codzienne japońskiej rodziny wielopokoleniowej, zwyczaje i stosunki panujące między jej członkami.

Lecz mimo odmienności kulturowej i geograficznej okazuje się, że ludzie tam żyjący są tacy sami, miewają takie same przyzwyczajenia (np.: czarka zielonej herbaty gyokuro o poranku) i problemy (np.: nieudane małżeństwo), jak my.
Poprzez świat wspomnień i przemyśleń starego człowieka, który przeczuwa zbliżająca się śmierć, symbolizowaną tytułowym "głosem" góry, wyrażona jest gorzka mądrośc życia. Wspomnienia jego dawnej, młodzieńczej miłości nakładaja się na uczucie do młodziutkiej synowej, uczucie nie tylko fizycznej, lecz także estetycznej natury, a tłem ich jest drobiazgowy opis życia codziennego w tradycyjnej rodzinie japońskiej oraz świat marzeń i snów głównego bohatera.

Na okładce czytamy o pisarstwie Kawabaty:
Styl niezwykle prosty, lakoniczny, oszczędność w doborze środków wyrazu, częste operowanie aluzją, niedomówieniem, sugestią sprawiają, iż obrazy jego przypominają naszkicowany kilkoma kreskami rysunek tuszem.

Absolutnie zgadzam się z tą opinią i dodam tylko, że mimo tej oszczędności historia jest bogata i interesująca.

***

Druga pozycja japońska to zbiór opowiadań Lafcadio Hearn'a "Kimiko. Opowieści o miłości".

Sam autor to bardzo nietuzinkowa postać - urodzony w 1850 r w Grecji z ojca Irlandczyka i matki arabskiej Greczynki wychowywał się w Irlandii. Kształcił się na rozmaitych uczelniach w Anglii i Francji (nie ukończył żadnej z nich), a w wieku 19 lat wyjechał do USA i tam został dziennikarzem.
Przez kilka lat przebywał na Karaibach a w 1890 r przybył do Japonii jako korespondent "Harper's Magazine", a także podjął prace jako nauczyciel języka angielskiego. Z czasem przeszedł na buddyzm, ożenił się z Japonką Setsuko Koizumi a po pięciu latach pobytu w Japonii przyjął obywatelstwo i przybrał nazwisko Yakumo Koizumi. W latach 1896 - 1903 wykładał na Uniwersytecie Cesarskim w Tokio. Zmarł w 1904 r.

Mimo, że wszystkie swoje utwory napisał po angielsku, przez Japończyków jest uważany za twórcę literatury narodowej, pewnie dlatego, że autor był świetnym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości i zachował dla następnych pokoleń Japonię, która inaczej przestałaby istnieć wraz z odejściem tamtych pokoleń.
Niezaprzeczalnym atutem literackiej działalności Hearna jest jej autentyczność, opis wydarzeń, które - gdyby nie zostały uwiecznione na kartach jego książek - dawno zginęłyby w niepamięci (...)

- pisze Witold Nowakowski we wstępie.

"Kimiko" to wybór ośmiu opowiadań, w których znowu motywy miłości i śmierci są obecne i determinujące życie i wybory, jakich dokonują bohaterowie. Poznajemy zwyczaj współnego popełniania samobójstwa przez kochanków, którym nie dane jest żyć razem, historię o duszach, jakie żyją w każdym człowieku, historię gejszy, która ponad miłość wybiera kwestie honoru, historię powtórnie narodzonego chłopca, bogacza, który ratuje życie ludzi z wioski niszcząc swój majątek, a każda z tych historii jest opowiedziana przez narratora "z zewnątrz", który dopytuje o szczegóły i przez to jest idealnym łącznikiem między światem Zachodu a tajemniczą mistyczną Japonią. (Pamiętajmy, że czytamy relacje osoby, która trafiła do Japonii pod koniec XIX wieku, wtedy tamten świat był dla Europejczyków/Amerykanów kompletnie obcy i niezrozumiały.)

***

I wreszcie ostatnia książka o Japonii, ta, która przysporzyła mi najwięcej trudności w przyswojeniu, mianowicie "Na uwięzi. Ballada o miłości" Yukio Mishimy.
Są to dwie osobne historie, pierwsza straszna (w swej wymowie), druga cudowna, jak balsam na duszę po przeczytaniu tej pierwszej. (uwaga, będą spoilery!)
"Na uwięzi", studium wyobcowania bandy młodocianych "nadludzi", odrzucających moralność świata dorosłych i dokumentujących swoją postawę klinicznie czystą zbrodnią, należy do nurtu literatury współczesnej usiłująecj przeniknąć przerażającą niewiadomą, ukrytą w jaźni człowieka.
Tyle opis z okładki, a mnie ta historia skojarzyła się z "Władcą Much", tylko, że tutaj żaden dorosły nie przybywa prawie w ostatniej chwili na ratunek grupie zagubionych w swojej "zabawie w dorosłych" chłopców.
Banda trzynastolatków, w większości z zamożnych dobrych domów, ze swoim szefem - znudzonym synalkiem bogatych rodziców, postanawia przetestować swoja dorosłość "bawiąc się" w sędziów rzeczywistości, najpierw na próbę zabijając małego kociaka, a potem planując z premedytacją i przeprowadzając zabójstwo ojczyma jednego z nich za wyimaginowane "zbrodnie" (opowiadanie kończy się, zanim to się stanie, ale wszystko wskazuje na oczywisty dalszy ciąg tej historii, a mężczyzna nie ma żadnych szans na uratowanie...).

Nie lubię książek tak niemiłych, cokolwiek można by mówić o potrzebie bycia wstrząśniętym od czasu do czasu i niemożności życia wyłącznie w miękkim kokonie bezpieczeństwa i przyjemnych doznań - ja takiego życia chcę i chcę takich książek. Jest pewna granica, której przekraczać nie lubię, bo mi potem smutno i źle. Dlatego "Na uwięzi" tak mną wstrząsnęło.

Na szczęście dla odmiany drugie opowiadanie ma zupełnie odmienne przesłanie.
"Ballada o miłości" stanowi nawrót do pastoralnej wizji społeczności ludzkiej, nie skażonej trucizną wyrafinowanych spekulacji intelektualnyc, społeczności, w której możliwa jest miłość czysta i niewinna, równie urzekająca jak sama dziewicza natura.

Od początku całym sercem popieramy uczucie głównych bohaterów i razem z nimi cieszymy się ze szczęśliwego zakończenia tej historii. *^v^*

Ogólnie patrząc na pisarstwo Yukio Mishimy, zgadzam się z opinią, że jest on najwybitniejszym przedstawicielem powojennej literatury japońskiej. W jego powieściach nie ma nic z japońskiej oszczędności środków wyrazu, są bogate w symbolikę i obrazowość opisów, a jednocześnie kilkoma słowami potrafi nakreślić bardzo pełny portret wizualny jak i psychologiczny danego bohatera. Obok głównego nurtu powieści bohaterowie mają swoje historie do opowiedzenia, równie ciekawe jak wydarzenia pierwszoplanowe. Poza tym autor doskonale zna się na tym, o czym pisze, obydwie powieści rozgrywają się w środowisku marynarzy/rybaków, i to morze się widzi, słyszy i czuje. Chętnie sięgnę po inne książki tego autora, choć nie obiecuje, że skończę je czytać, jeśli okażą się podobne do "Na uwięzi".

6 komentarzy:

  1. Głos góry niebawem zacznę - leży na pólce znaleziony w bibliotece. Skonczyłam niedawno Krainę śniegu i zakochałam się w tej ksiazce. Języku, muzyce języka, emocjach.. samej historii i opisach natury BOSKA. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie spodziewałam się tak obfitej odpowiedzi:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie Brahdelt. Już myślałam, że zarzuciłaś na dobre czytanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. To faktycznie masz japonskie lato :) A czy siegnelas juz (albo masz zamiar) po Natsume Soseki?

    OdpowiedzUsuń
  5. Natsume Soseki jest w mojej bibliotece, spróbuję coś upolować. *^v^*

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo zachęcająco opisałaś te książki, muszę się za nimi rozejrzeć!

    OdpowiedzUsuń