czwartek, 18 marca 2010

Którędy droga?

Iain Pears to nie Neal Stephenson, jednak...

jego ponad siedmiuset stronicowa powieść w intrygujący sposób buduje napięcie i opowiada pozornie banalną historię zabójstwa w XVII-wiecznym Oxfordzie, która rozwija się wraz z kolejnymi częściami i narratorami, chociaż...

kiedy zaczęłam czytać pierwszą część książki (a składa się ona z czterech narracji tych samych wydarzeń, widzianych oczami czterech osób), pomyślałam, że ktoś tu oszalał - autor albo pani tłumaczka!... Prawie każde zdanie miało kompletnie zaburzony szyk słów, do tego stopnia, że było to nienaturalne i bardzo rażące, aż chwilami przestawiałam sobie w głowie całą konstrukcję zdania, żeby zrozumieć, o co w nim chodzi. Jeśli zdarzało się zdanie wielokrotnie złożone, wszystkie czasowniki były ustawione na końcu a reszta słów przemieszana bez sensu. Najsilniej widać to w pierwszej narracji, której autorem jest młody Wenecjanin, więc być może chodziło o to, żeby pokazać jak wypowiadałby się cudzoziemiec, ale ta dziwaczna składnia jest w większym lub mniejszym stopniu obecna w całej książce. Nie mam dostępu do oryginału, ale wydaje mi się, że tłumaczka postanowiła zasymulować pseudo-XVII-stowieczną angielszczyznę przetłumaczoną na polski, i w tym celu stworzyła ten dziwaczny poplątany język, który niestety bardzo przeszkadza w odbiorze lektury i może zniechęcić mniej odpornych czytelników.

Pears stworzył powieść interesującą pod kilkoma względami - intryga kryminalna widziana oczami kolejnych narratorów jawi się nam w coraz to nowym świetle, aż do momentu, kiedy prym zaczyna wieść intryga polityczna, sięgająca najwyższych szczebli władzy i nawet wychodząca poza granice Anglii.
Autor ma dar przedstawiania swoich bohaterów w taki sposób, że czytelnik od razu wyrabia sobie o nim zdanie, ale nie wolno nam osiąść na laurach naszej ugruntowanej opinii, bo szybko zostajemy zaskoczeni przez nowe fakty, które dają nam do myślenia. Dodatkowo czytając kolejne narracje wyraźnie czuć w stylu, słownictwie, że piszą je kompletnie inne osoby, co autorom nie zawsze się udaje - (patrz: moje zarzuty co do niedawno recenzowanej powieści Kalicińskiej, tam przez dłuższy czas nie wiedziałam, która z dwóch bohaterek jest aktualnie narratorką...)
Powieść ta jest też kopalnią wiedzy o społecznej i politycznej historii Anglii końca XVII wieku, a fakty te podane są nienachalnie i zgrabnie wplatają się w fabułę. Jeśli tylko czytelnik pogodzi się z dziwacznym tłumaczeniem (czy istnieje jeszcze w wydawnictwach funkcja korektora? czy nikt już nie czyta książek przed ich wydaniem?...), a w szczególności przebrnie przez pierwszą część opowieści, to ma zapewnioną interesującą, wciągającą lekturę na dobre kilka wieczorów.

1 komentarz:

  1. To już kolejna opinia na temat tej książki z krytyczną oceną tłumaczenia :( Opis powieści bardzo zachęcający, ale teraz wiem na pewno, że muszę zdobyć wersję oryginalną.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń