piątek, 1 sierpnia 2008

Lublin - Sztukmistrz z Lublina

Cóż za odmiana po oszczędnej w słowach Szwedce!
O pisarstwie Isaaca Bashevisa Singera można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jest oszczędny w słowach, opisach, detalach. *^v^*

"Sztukmistrz z Lublina" to historia Żyda, Jaszy Mazura, który jest cyrkowcem - zarabia na życie pokazami hipnozy, robi salta i sztuczki karciane. Nie są to niestety duże pieniądze, ale wystarczające do utrzymywania żony Estery w Lublinie, młodziutkiej asystentki kochanki Magdy z Piasków, z którą mieszka podczas turnee w Warszawie, kochanki Zewtel, wdowy po zbiegłym złodzieju z Piasków i kochanki Emilii wraz z jej córką Haliną, wdowy po warszawskim profesorze, której obiecał małżeństwo i wyjazd do Włoch.

*^v^*

Naszego kochliwego bohatera poznajemy w momencie, kiedy zaczyna kwestionować swoje życie, swoje wybory, odejście od wiary, a jednocześnie miota się między kolejnymi kobietami, obiecując każdej złote góry i miłość po wsze czasy. Dodatkowo wokół niego zaczynają się gromadzić czarne chmury, które doprowadzają do tragedii, a samego Jaszę do przewartościowania swojego życia na dobre.

"Sztukmistrz z Lublina" to druga książka Singera, która przeczytałam, i podobnie jak "Spuścizna" jest dla mnie skarbnicą wiedzy o kulturze żydowskiej, ale także o Warszawie i świecie końca XIX wieku. Mało kto potrafi tak barwnie i ciekawie prowadzić opowieść i kłaść ją na tle bogatej, szczegółowej scenografii opisywanych czasów. Polecam!

Źródło: Wikipedia
Zapadł zmierzch. za miastem było jeszcze dość jasno, ale w wąskich uliczkach i między wysokomi budynkami panował już mrok. W sklepach zapalano lampy naftowe i świece. Ulicami szli brodaci Żydzi w długich kapotach i butach z szerokimi cholewami, w drodze na wieczorne modły. Księżyc był na nowiu, księżyc miesiąca Siwan. Na ulicach stały wciąż kałuże, ślady wiosennego deszczu, choć cały dzień słońce mocno grzało. Tu i ówdzie ze ścieków wypływała cuchnąca woda; powietrzem niósł się zapach końskiego gnoju i krowiego łajna oraz świeżo udojonego mleka. Z kominów unosił się dym; gospodynie przygotowywały posiłek wieczorny: zupa z kaszą, duszone mięso z kaszą, grzyby z kaszą. (...) Na świecie, wszędzie poza Lublinem, wrzało. Co dzień polskie gazety zamieszczały wiadomości o wojnie, rewolucji lub kryzysie. Wszędzie wypędzano Żydów ze wsi. Wielu emigrowało do Ameryki. Ale tu, w Lublinie, odczuwało się tylko stabilnośc z dawna istniejącej społeczności. Niektóre synagogi zbudowano jeszcze za czasów Chmielnickiego. Na cmentarzu leżeli rabini, jak również autorzy komentarzy, prawnicy i święci, a każdy miał własny nagriobek lub kapliczkę. Panowały tu dawne obyczaje: kobiety zajmowały się interesami, mężczyźni studiowali Torę.
Lublina jest w tej książce niestety mało, za to sporo jest Warszawy końca XIX wieku.
Przejechawszy most Praski wóz znalazł się w natłoku domów, pałaców, omnibusów, powozów, dorożek, sklepów, kawiarni. Powietrze pachniało świeżo upieczonym chlebem, kawą, gnojem końskim, dymem kolei i fabryk. Przed zamkiem, zajętym przez rosyjskiego generała-gubernatora, grała orkiestra wojskowa. Widocznie obchodzono jakieś swięto, gdyż z każdego balkonu powiewała rosyjska flaga. Kobiety nosiły już słomkowe kapelusze o szerokich rondach, przybrane sztucznymi owocami i kwiatami. Beztroscy młodzi ludzie w słomkowych kapeluszach i jasnych ubraniach spacerowali kręcąc laskami. W tym gwarze gwizdały i syczały lokomotywy, szczękały złacza wagonów. Odchodziły stąd pociągi do Petersburga, Moskwy, Wiednia, Berlina, Władywostoku. Gdy skończył się okres otrzeźwienia, który nastąpił po upadku powstania 1863 roku, Polska weszła w wiek uprzemysłowienia. (...) W Warszawie zerwano drewniane chodniki, zainstalowano kanalizację w domach, ułożono szyny dla tramwajów konnych, budowano wysokie domy oraz place i hale targowe. W teatrach rozpoczął się nowy sezon dramatyczny, komediowy, operowy i koncertowy. Wybitni aktorzy i aktorki przybywali z Paryża, Petersburga, Rzymu, a nawet z dalekiej Ameryki. Księgarnie oferowały świeżo wydane powieści, jak również książki naukowe, encyklopedie, leksykony i słowniki.
Na ulicy Królewskiej powietrze było czyste. Z drzew w Ogrodzie saskim opadały ostatnie kwiaty. Przez sztachety widać było rabaty, cieplarnie pełne egzotycznych roślin oraz kawiarnię, w której młode pary jadły drugie śniadanie pod gołym niebem. Zaczął się właśnie sezon loterii i went dobroczynnych. Niańki i bony popychały wózki z dziećmi. Chłopcy w marynarskich ubrankach toczyli koła poganiając je pałeczkami. Malutkie dziewczynki, ubrane jak eleganckie panie, grzebały w piasku wykopując kamyki kolorowymi łopatkami. Inne tańczyły wkoło.W parku znajdował się też teatr letni, ale Jasza nie występował w nim nigdy. Jako Żyd miał tam wstęp wzbroniony.
Ulica Freta była ciemna i wąska. Ale Franciszkańską oświetlały latarnie gazowe i lampy w sklepach, wciąż jeszcze otwartych wbrew przepisom. Tu kupcy handlowali skórą i wyrobami tekstylnymi, modlitewnikami i piórami. Handlowano nawet w mieszkaniach na piętrze, a przez okna widac było, że mieszczą się tu też rozmaite fabryki i warsztaty. Zwijano nici, klejono pappierowe torby, szyto bieliznę i parasole, robiono trykotaże. Z podwórzy dolatywał odgłos piłowania i kucia oraz stukot maszyn. (...) Piekarnie pracowały pełną parą a kominy wyrzucały dym i popiół.Z szerokich, pełnych pomyj rynsztoków unsił się znajomy fetor, który przywodził na pamięć Pisaki czy Lublin. Młodzi ludzie w długich chałatach, o potarganych pejsach, szli z ksiągami talmudycznymi pod pachą.W okolicy znajdowała się jesziwa oraz kilka szkół chasydzkich.
Ulica Gnojna była zalana słońcem, pełna załafowanych fur i koni, zamiejskich kupców i faktorów, handlarzy i handlarek, głośno zachwalających rozmaite towary. "Wędzone śledzie!" - wołali - "Świeże bajgełe!" - "Gotowane jajka na gorąco!", "Groszek z fasolka cukrową!", "Placki ziemnniaczane!". Z bram wyjeżdżały wozy wiozące drewno, mąkę, skrzynki, beczki, towary przykryte płachatmi, matami i workami. Sklepy sprzedawały olej, ocet, szare mydło, smar do osi.

Źródło: Lublin. Pamięć miejsca

Nie polecam również czytania tej książki na pusty żołądek, bohaterowie co i raz coś jedzą, a jedno bardziej smakowite od drugiego:
Było południe i karczma Bejły świeciła pustką. (...) Na podłodze rozrzucono świeże trociny, a na szynkwasie postawiono pieczoną gęś, nóżki cielęce w galarecie, siekane śledzie, placki jajeczne i precle.
Natychmiast zabrała się do przygotowywania świątecznego posiłku. (...)Podała rybę, kluski na mleku, pierogi z serem i cynamonem, na deser kompot ze śliwek i babkę piaskową oraz kawę.
Zawsze coś jej z Lublina przywoził, różne smakołyki, wątróbkę, chałwę lub ciastka z cukierni. (...) Elżbieta ugotowała pierogi z wiśniami i serem, posypane cukrem i cynamonem. Na stole stała butelka wiśniówki, jak również słodki likier przywieziony przez [Jaszę] z Warszawy w czasie poprzedniej wizyty.(...) Po kawie i pączkach Elżbieta zaczęła wspominać; (...)

3 komentarze:

  1. kiedys nie zmogłam tej książki. Jedyną jaką pochlonełam Singera to "Cienie nad rzeką Hudson" - polecam barrdzo.
    Po Twojej recenzji chyba po sztukmistrza sięgnę raz jeszcze. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jak wspominałam w meilu odnosnie "teczniczej pomocy" zapraszam do siebie http://bezoprawy.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy i "pracowity" wpis. Ja kiedys z wielkim zamilowaniem wczytywalam się w Singera. I rodzina Muszkatów, Pokuta, Dwór, opowiadania, Oczywiście Sztukmistrz, sięgnęlam też po książkę Tuszyńskiej o mistrzu i książkę jego brata ( Rodzina Karnowskich- to taka żydowska saga rodzinna )Dlatego z wielką przyjemnością przeczytałam Twoją recenzje i przypomniałam sobie świat, który kiedyś mnie tak zachwycił.

    OdpowiedzUsuń