środa, 30 kwietnia 2008

Tłumaczka snów

W moich kontynentalnych wędrówkach trafiam wreszcie do ukochanych Indii. Ale okazuje się, że na te prawdziwe Indie musze jeszcze poczekać do umieszczonych na liście "Świętych gier" Chandry, bo tutaj akcja toczy się w Ameryce.

Tytułową "Tłumaczką snów" jest matka głównej bohaterki i w kolejnych rozdziałach poznajemy tajemniczą historię jej daru przeplataną z historią jej córki.
Intrygująca jest sama instytucja tłumaczki snów - czy taka sztuka naprawdę istnieje i jest w Indiach uprawiana, czy to jedynie wyobraźnia pisarki? W każdym razie temat snów i śnienia jest mi bardzo bliski, bo sama każdej nocy mam bardzo bogate sny, może powinnam była szkolić się na ich tłumaczkę i zostać Śniącą w jakiejś społeczności? *^v^*

Divakaruni pisze lekko i ciekawie, chociaż "Mistrzyni przypraw" bardziej mi się podobała. Narracja jest prowadzona z kilku różnych źródeł, w pierwszej lub trzeciej osobie, raz mówi matka a raz córka, i to powoduje, że czytelnik jest w ciągłym ruchu zmiennych perspektyw. Dla mnie głównym tematem tej książki jest poszukiwanie własnej tożsamości narodowej, odcinanie się od korzeni i próba ich wyhodowania na nieurodzajnej glebie emigracji. Autorka nie daje nam żadnych gotowych odpowiedzi i chyba trudno by je było znaleźć.

Muszę przyznać, że jeden element nie pasuje mi do całości, mianowicie epizod z atakiem terrorystycznym na WTC 11 września, który jest tutaj wpleciony trochę na siłę... Ta książka byłaby równie dobra bez niego, historia byłaby tak samo zajmująca, bohaterowie tak samo uwikłani w swoje problemy, czytelnik tak samo zainteresowany wydarzeniami.

1 komentarz:

  1. Mnie nie raziło wplecenie wątku 11 IX. Wczoraj skończyłam czytać "Mistrzynie...", zaraz napiszę o niej na blogu:)

    OdpowiedzUsuń