poniedziałek, 7 września 2009

Randka w dolinie mogotów

Ksiażki podróżnicze ostatnio coraz częściej goszczą na mojej półce bibliotecznej, a co dziwniejsze, z wielką chęcią czytam o kulturach, które nigdy nie były w kręgu moich zainteresowań. Tak, jak w zbiorze opowiadań Agnieszki Budy-Rodriguez "Randka w dolinie mogotów", których akcja dzieje się na Kubie. (Jest to druga część wspomnieć autorki, swoje pierwsze kubańskie opowieści zawarła w książce "Kuba - daleka piękna wyspa".)

Agnieszka Buda-Rodriguez jako młoda dziewczyna zamieszkała z mężem Kubańczykiem w Hawanie, gdzie studiowała nauki humanistyczne i literaturę hiszpańską. Pracowała jako tłumacz techniczny polsko-hiszpański w Ministerstwie Przemysłu Cukrowniczego, również m.in. tłumaczyła literaturę pięknią na język hiszpański i pracowała w Szkole Polskiej. Książka ta jest podzielona na dwie części - pierwsza opowiada o latach 70-tych i 80-tych XX wieku, kiedy autorka mieszkała na Kubie na stałe, a druga - to wakacje spędzane na wyspie w latach 2006-2008 (kiedy już od lat mieszkała w Toronto).

Pierwszą część książki czyta się jak wenezuelską (kubańską ~^^~) telenowelę! Latynosi to ludzie zawsze chętni do śpiewu, tańca i zabawy, targani namiętnościami, miłość duchowa i cielesna stanowi ważny element ich egzystencji, a kiedy miłość wydarza się w tak gorącej egzotycznej scenerii, uczucia stają się zwielokrotnione, kobiety piękniejsze a mężczyźni bardziej męscy. *^v^* I nie ma tu znaczenia, że kochankowie często nie są już młodzi i piękni, a porewolucyjna kubańska sceneria jest biedna i ponura.
Bo niestety poznajemy również drugą stronę medalu kubańskiej rzeczywistości lat 70-tych i 80-tych - ogromne bezrobocie, głodowe pensje, zamknięte granice, szpitale w których nie ma podstawowych lekarstw za pesos (za to za dewizy oczywiście są, ale nie dla Kubańczyków!), specjalne dni, kiedy można było na kartki kupić butelkę rumu na osobę lub roczny przydział 2,5 metra materiału na ubrania.
Rosa wybrała się na wieś i przywiozła zamówione produkty. Cygara kupiła na czarnym rynku, natomiast z kupnem materiału musiała poczekać, kiedy sprzedawano roczny przydział na jej numerek. Czas biegł, na szczęście po kilku dniach obwieszczono w radio, że nadeszły dni dla zakupów numeru z literą B, czyli tego, który posiadała Rosa. Wzięła wolne z pracy (bo w takich wypadkach kobietom przysługiwał dzień wolny na zakupy). Po długim staniu w kolejce zdobyła białą materię i niebawem mogła wszystko zanieść Anicecie.
Nie brakuje też kolorytu specyficznego dla tej egzotycznej wyspy, np.: instytucja brujo, czyli szamana, czarownika, który jest w stanie pomóc na wszelkie problemy życiowe, a głównie zajmuje się zaklęciami miłosnymi
Na Kubie, jeśłi ktoś ma problemy miłośne, finansowe, zdrowotne czy rodzinne, biegnie w te pędy do czarownika, brujo, zwanego też szamanem lub wróżem. Brujos pełnią rolę psychologów, doradców życiowych, znachorów. Z kart do tarota, muszelek, fusów od kawy, ze zdjęć, z dłoni, z kryształowej kuli czy dymu lub popiołu z cygar czytają przeszłość, przyszłość, omawiają stan zdrowia. Są niezastąpieni i cieszą się dużym szacunkiem.
albo posadas, czyli obskurne hoteliki "na godziny", wypełnione spragnionymi kochankami.
Po objęciu rządów Castro wydał walkę prostytucji, likwidując domy publiczne i wszelkie podejrzane miejsca schadzek. Posadas jednak nie zlikwidował. (...) Posady jak istniały, tak istnieją nadal i chociaż są w opłakanym stanie, działają non stop całą dobę i w każdym zakątku kraju.
(...) posady kubańskie to tzw. pogotowie seksualne dla mas. Są potrzebne, wręcz konieczne, przy ogromnym braku mieszkań, na jaki cierpią wyspiarze.

Druga część książki jest o wiele poważniejsza i smutniejsza, pokazuje bowiem to, co pozostało ze wspaniałej kultury materialnej i architektury Hawany po wybuchu rewolucji i 50-ciu latach rządów Castro.
Jestem głodna Hawany, chciałabym dotrzeć do wszystkich miejsc, które znałam, które były mi drogie, do których tęskniłam i śniłam o nich w ciągu długich lat nieobecności na wyspie.
Autorka wraca na Kubę na trzy miesiące jako turystka w i tym czasie zwiedza ukochaną stolicę wszerz i wzdłuż, przypominając sobie przyjaciół i miejsca z czasów jej młodości. Mimo lekkiej odwilży i rozluźnienia politycznego Kuba nadal jest krajem zaniedbanym, biednym, skorumpowanym, bez perspektyw dla młodych ludzi. Komunikacja miejska kursuje od przypadku do przypadku, pensje specjalistów są wciąż głodowe (psycholog 12 dolarów/miesiąc, inżynier 15 dolarów/miesiąc), a policja jest wciąż ogarnięta obsesją obywateli uciekających na tratwach do Ameryki (a obywatele ogarnięci obsesją wygrania loterii wizowej w USA).
Mamy też jednak obraz zmieniającej się Kuby - odbudowane lub w trakcie odrestaurowywania zabytkowe budynki Hawany, szczególnie tzw. Stara Hawana, wpisana na listę dziedzictwa ludzkości UNESCO w 1982 roku. Castro dostrzegł także konieczność otwarcia Kuby na świat zewnętrzny i podratowanie gospodarki dewizami płynącymi z turystyki, więc powstają obiekty wypoczynkowe i hotelowe.
Ciekawostką jest obraz wieloletniej kontrowersyjnej gorącej przyjaźni Fidela Castro ze światowej sławy pisarzem Gabrielem Garcia Marquez'em.

Na koniec oddam głos autorce:
Mnie osobiście boli, że kiedy mówię o tym, iż kocham Kubę, jest to często opacznie rozumiane, że sprzyjam ustrojowi. Nic bardziej błędnego. System nie ma tu nic do rzeczy. Ta wyspa jest piękna, bo taką stworzyła ją natura. Ludzie pogodni i życzliwi upodobnili się do otaczającej przygody, pomogli mi przetrwać najgorsze i cieszyć się małymi drobiazgami, być szczęśliwą pomimo ograniczeń, zakazów i nakazów sprzecznych z normalnie pojętymi zasadami życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz