piątek, 26 września 2008

Hipopotam

Cóż za rozczarowanie!...

Mowa o książce Stephen'a Fry'a "Hipopotam". Kiedy znalazłam ją na bibliotecznej półce, bardzo się ucieszyłam, bo Fry to jeden z moich ulubionych brytyjskich aktorów, może znacie go np.: z roli w "Absolute Power". Jednak kiedy zaczęłam czytać tę powieść, przekonałam się, że czasami lepiej nie poznawać biografii, poglądów politycznych albo właśnie innej twórczości ulubionych aktorów...

Bohaterem "Hipopotama" jest dziennikarz prasowy, właśnie zwolniony z pracy. Jest chamem, gburem i cynikiem - trudno mi go inaczej scharakteryzować, a niestety autor uczynił go jednocześnie bohaterem jak i narratorem, więc narracja, mimo, iż zgrabna, prowadzona jest językiem chwilami rynsztokowym.

Nie to, żebym była taki delikates, ale nie widzę żadnego sensu w tworzeniu takiej postaci, o takim charakterze i języku. To znaczy, prawdopodobnie tacy ludzie istnieją i otaczają mnie w życiu codziennym, ale ja raczej staram się nie wchodzić z nimi w żadne interakcje, tak, jak nie zamierzałam kontynuować mojego obcowania z książka Fry'a dłużej niż dwadzieścia kilka stron, bo tak nagły zalew cynizmu i męskiego szowinizmu mnie zakrztusił i zniesmaczył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz