piątek, 26 września 2008

Hipopotam

Cóż za rozczarowanie!...

Mowa o książce Stephen'a Fry'a "Hipopotam". Kiedy znalazłam ją na bibliotecznej półce, bardzo się ucieszyłam, bo Fry to jeden z moich ulubionych brytyjskich aktorów, może znacie go np.: z roli w "Absolute Power". Jednak kiedy zaczęłam czytać tę powieść, przekonałam się, że czasami lepiej nie poznawać biografii, poglądów politycznych albo właśnie innej twórczości ulubionych aktorów...

Bohaterem "Hipopotama" jest dziennikarz prasowy, właśnie zwolniony z pracy. Jest chamem, gburem i cynikiem - trudno mi go inaczej scharakteryzować, a niestety autor uczynił go jednocześnie bohaterem jak i narratorem, więc narracja, mimo, iż zgrabna, prowadzona jest językiem chwilami rynsztokowym.

Nie to, żebym była taki delikates, ale nie widzę żadnego sensu w tworzeniu takiej postaci, o takim charakterze i języku. To znaczy, prawdopodobnie tacy ludzie istnieją i otaczają mnie w życiu codziennym, ale ja raczej staram się nie wchodzić z nimi w żadne interakcje, tak, jak nie zamierzałam kontynuować mojego obcowania z książka Fry'a dłużej niż dwadzieścia kilka stron, bo tak nagły zalew cynizmu i męskiego szowinizmu mnie zakrztusił i zniesmaczył.

wtorek, 23 września 2008

Krzesło Hemingwaya

Czytając "Krzesło Hemingwaya" Michael'a Palin'a czułam się, jakbym oglądała serial na BBC Prime o słodkiej sielankowej brytyjskiej prowincji. *^v^* Każda z postaci jest wspaniale przedstawiona, zarówno z wyglądu, jak i z zachowania a mamy tu cała galerię typowych mieszkańców małych angielskich miasteczek - burmistrz, miejscowy biznesmen, pastor, lokalni lord i lady (chociaż w ksiażce pokazuje się tylko ona), dyżurny emeryt, miejscowy przedsiębiorca spożywczy.

Głównym bohaterem jest Martin Sproale, pracownik poczty, zagorzały wielbiciel Hemingway'a. Powiem szczerze, że od początku wydał mi się nudziarzem i nieudacznikiem... Mimo 30 lat nadal mieszka z matką, jest w 200 procentach oddany swojej pracy w okienku na poczcie, a jego życie składa się z rutynowo powtarzanych czynności i zdarzeń.

Kiedy jego przełożony przechodzi na emeryturę, a on nie dostaje wyczekiwanego awansu na kierownika poczty, życie Martina nabiera nowego kierunku i pędu - z górki na pazurki. Początkowo daje się omamić nowemu błyskotliwemu szefowi, na rzecz którego traci swoją potencjalna narzeczoną i nawet daje się namówić na nieczystą grę w stosunku do swojego miejsca pracy. Potem obserwuje, jak rzeczywistość dookoła niego zmienia się nieubłagalnie, a on, mimo szczerych wysiłków, nie jest w stanie nic na to poradzić. Jego świat rozpada się na jego oczach, a on sam stacza się coraz niżej...

Nie zdradzę zakończenia, chociaż według mnie w pewnym momencie książki staje się przewidywalne. Od początku nie polubiłam głównego bohatera, może dlatego, że nie lubię Hemingway'a, a to idol Martina i z każdym rozdziałem coraz bardziej się do niego upodabniał. Jednak powieść napisana jest świetnie, chwilami nie mogłam się od niej oderwać i czytałam "jeszcze tylko jeden rozdział" o 2 w nocy, więc z czystym sumieniem polecam! *^v^*

poniedziałek, 22 września 2008

Bogowie

Kompletnie zapomniałam zrecenzować drugą książkę, którą przeczytałam na urlopie, mianowicie powieść "Amerykańscy bogowie" Neil'a Gaiman'a. *^v^*

Kupiliśmy ją na lotnisku, już po odprawie bagaży, i tę niezłą ciegiełkę (608 stron) trzeba było tachać w plecaczku podręcznym. Mimo objętości, najpierw Robert połknął ją w kilka dni, a potem ja się do niej dorwałam, po skończeniu "cegły" Pamuka. ^^

Nie będę pisać o fabule, bo nie chcę psuć Wam przyjemności jej odkrywania, zdradzę tylko, że akcja znowu dzieje się zimą (tak, jak "Śniegu" Pamuka, ciekawie czyta się o mrozie i śniegu leżąc na rozgrzanym piachu nad brzegiem morza, w pełnym słońcu! ^^).

Jest to powieść drogi w najlepszym wydaniu, uwielbiam tak podróżować z bohaterami, szczególnie po Ameryce, zatrzymywać się w motelach, jadać w przydrożnych knajpkach, wsiąść w autobus Greyhound'a, na kolejnych stronach poznawać w drodze nowych ludzi.

Bardzo podoba mi się też spojrzenie autora na relacje między człowiekiem a bogiem, jest bardzo bliska moim przekonaniom na ten temat.
To porządny kawałek literatury, a na 41 stronie jest smakowity przepis na chilli! *^v^*

sobota, 20 września 2008

Cukiereczki

"Chiny, przełom lat 80-tych i 90-tych. Przygnębiona samobójstwem koleżanki siedemnastoletnia Hong rzuca szkołę. Bez wykształcenia nie ma szans na porządną pracę, udaje się więc do miasta Shenzhen, słynącego z dzielnicy rozrywki. (...)
Mian Mian nie ucieka przed drażliwymi tematami. W przejmujący, bezkompromisowy sposób opisuje brud i okrucieństwo podziemnego świata rozkoszy: alkoholizm, narkomanię, strach przed AIDS. (...)"

"Ale to już było..." chciałoby się zaśpiewać, bo czytałam już taką książkę. Właśnie na przełomie lat 80-tych i 90-tych ją czytałam, (polskie wydanie jest z 1987 r.) a była to "My, dzieci z Dworca Zoo", historia młodziutkiej niemieckiej narkomanki Christiane F. w Berlinie Zachodnim pod koniec lat 70-tych.
Być może wszystkie takie historie są do siebie podobne?

Czytałam wytrwale, bo mam szczególny sentyment do kultury dalekiej Azji a każdy akapit widziałam oczyma duszy niczym przekolorowane kadry z filmu Wong Kar Wai'a.

Źródło: Wikipedia

To smutna historia, historia psychicznego rozpadu człowieka, ale nie z powodu alkoholu czy narkotyków - to tylko środki, a z powodu ogromnej nadwrażliwości na otaczający go świat. Nie ma w niej weselszych fragmentów i pod koniec nie czułam żadnej nadziei na zmianę losów głównej bohaterki na lepsze.

środa, 17 września 2008

Biblio

Proszę, jak owocna i zaskakująca może być wyprawa do biblioteki!

Poszłam po "Nigdziebądź" Gaimana, ale nie było. Za to na tej samej półce znalazłam "Hipopotama" Stephen'a Fry, jednego z moich ulubionych brytyjskich aktorów, oraz półkę niżej "Krzesło Hemingwaya" Michael'a Palin'a (z grupy Monty Python'a, uwielbiam też jego cykle podróżnicze)!
Jako trzecią książkę wzięłam "Zegar słoneczny" Maarten 't Hart, bo nigdy nie czytałam żadnej książki holenderskiej autora.

Śnieg we wrześniu

Oczywiście nie za oknem, tylko na kartach książki Orhana Pamuka "Śnieg".

Ciekawe, że na wakacje do słonecznej i upalnej Bułgarii zabrałam dwie książki, których akcja dzieje się zimą! *^v^* Pierwszą z nim jest właśnie "Śnieg" Pamuka, której akcja rozgrywa się głównie podczas trzech dni w miasteczku Kars na dalekim północnym wschodzie Turcji (wraz z kilkoma dodatkowymi wydarzeniami z lat późniejszych we Frankfurcie).

Głównym bohaterem jest poeta tureckiego pochodzenia Ka mieszkający na stałe w Niemczech, który odwiedza swoje rodzinne strony w poszukiwaniu utraconej miłości, a wplątuje się w niewiarygodną (z mojego punktu widzenia - Europejki mieszkającej w demokratycznym umiarkowanie religijnym kraju) historię.

Źródło: Wikipedia

Nie będę zdradzać szczegółów, bo jest to jedna z tych książek, o których lepiej nie wiedzieć zbyt wiele, bo wtedy przyjemność czytania kolejnych rozdziałów jest o niebo większa, a naprawdę trudno się od niej oderwać. To powieść przesycona fanatyczną religijnością i fanatyczną polityką, pokazująca, jak łatwo można wynieść człowieka na piedestał i jak łatwo go z niego zrzucić, a wszystko to w imię któregoś boga, waśni narodowościowych albo demokracji...

Przy okazji, jest to powieść w szczegółowy sposób pokazująca życie mieszkańców Karsu, sposób spędzania wolnego czasu, preferencje kulinarne, a takie szczegóły bardzo cenię w czytanych przez mnie lekturach. Pamuk, który samego siebie czyni przyjacielem poety Ka i narratorem, pisze lekko i interesująco, i na pewno sięgnę po jego inne książki.

sobota, 13 września 2008

Jestem!

Wróciłam z wakacji, relacje od dzisiaj w odcinkach na moim blogu FriendSheep, a recenzje nowych lektur tutaj niebawem. *^v^*