sobota, 15 listopada 2008

Już nic nie muszę

Znowu Grodzieńska, tym razem pierwsza autobiografia z 2000 roku, w formie wywiadu przeprowadzonego przez Beatę Kęczkowską, bogato przeplatana tekstami satyrycznymi pani Stefanii i wierszami jej męża, Jerzego Jurandota. Jako dodatek pani Stefania opisuje kilka ważnych dla niej postaci - swoją matkę, przyszywanego dziadka, Janusza Minkiewicza, Jana Brzechwę.

Nie przeszkadza mi, że niedawno czytałam o tych samych wydarzeniach, w formie bardziej narracyjnej, w tej książce pojawiają się elementy z życia pisarki, których nie zawarła w "Nie ma się z czego śmiać" i vice versa, więc obydwie te ksiażki uzupełniają się wzajemnie.

Skąd taki tytuł?
Inspiracją były rozmowy prowadzone ze swoją przyjaciółką, kiedy jako młode dziewczyny były uczennicami szkoły baletowej:
Rozmawiałyśmy o żarciu. Wtedy nie było anorektyczek i bulimistek. Były chude i tłuste. My, tancerki, musiałyśmy być chude.
- Jak będę stara - mówiłyśmy rozmarzone - to na śniadanie będę jadła trzy bułki grubo z masłem i z kiełbasą i do tego kakao z cukrem.
- A na obiad zupę ze śmietaną i z kluskami.
- Dwa talerze. I dużo klusek.
A inne tematy?
- Będę spała, aż się sama obudzę. W ogóle nie będę miała budzika.
Nasze wizje zawsze zaczynały się od tęsknego weschtnienia:
- Jak będziemy stare...
- Będziemy grube. Nie będziemy musiały się podobać.
- W ogóle nic nie będziemy musiały!
I właśnie to wspomnienie zaświtało mi siedemdziesiąt lat później. Młodzieńcze marzenia się spełniły.
Jestem stara i już nic nie muszę.

Co mi się głównie rzuca w oczy w tej biografii to obraz Jurandota, jakiego nie znalazłam w "Nie ma się..." - rozpieszczonego mamisynka kobieciarza. Stefania Grodzieńska mówi o tych cechach wprost (a ich córka jeszcze otwarciej ^^) ale się nie skarży, i czuć podziw i miłość, jaka łączyła pisarkę z mężem.
Na przykład taki obrazek:
Z gorliwością świeżej małżonki przyszykowałam obfite śniadanie, ładnie nakryłam do stołu. Zasiedliśmy do jedzenia. Zajęta przygotowywaniem sobie kanapki dopiero po chwili zwróciłam uwagę, że mój dopiero co poślubiony mąż siedzi bezradnie i nic nie je. Rozkroiłam bułeczkę i położyłam mu na talerzu. W duchu zachwyciłam się, że taki dobrze wychowany, nie zaczyna beze mnie.
- No, jedz - zachęciłam.
- Kiedy nie mogę.
- Dlaczego?
- Bo nieposmarowane.

Albo ze wspomnień córki:
Złościł mnie jego nieprzezwyciężony wstręt do jakichkolwiek zajęć domowych. Oczekiwał obsługi. Wracał do domu z jakiegoś spotkania towarzyskiego i bez względu na nasze zmęczenie, migrenę lub akcję filmu w tv ogłaszał (zawsze w tej samej formie):
- Kto ma ochotę zrobić mi herbatę?
Wkurzona, zawsze próbowałam obwieścić, że absolutnie nikt, ale nigdy nie zdążyłam. Mama już była w kuchni. Nie do wiary! Ten facet nigdy, ani razu, nie wziął sobie sam herbaty! Kiedy próbowałam robić mamie wymówki, odpowiadała:
- Jeśli ma się do czynienia z takim człowiekiem, to robienie herbaty naprawdę nie jest wysoką ceną.

Teraz zabieram się za Grodzieńskiej "Wspomnienia chałturzystki". *^v^*

3 komentarze:

  1. Dzięki za recenzję, tej książki jeszcze nie czytałam ale dopisuję do listy. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze kiedy miałam kupować książkę Grodzieńskiej przy kasie z niej zrezygnowałam, ale z twojej recenzji wynika, że jednak źle zrobiłam. Chociaż jakoś bardziej przypada mi do gusty " Nie ma z czego się śmiać ".

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. polecam
    http://eblogi.pl/uzytkownicy/czytelnik

    OdpowiedzUsuń