czwartek, 16 kwietnia 2009

Przez dziurkę od klucza

Kiedyś to się jakieś inne te ksiażki pisało... *^v^*

Właśnie przypomniałam sobie kolejną powieść Krystyny Siesickiej, którą czytałam po raz pierwszy wieki temu, nastolatką będąc, i która tak samo zachwyciła mnie wtedy jak teraz. "Przez dziurkę od klucza" to zbiór niesamowicie ciepłych scen z życia pewnej rodziny, mieszkającej pod jednym dachem, a więc: babuni, mamy i taty (którzy pojawiają się sporadycznie), starszej siostry Oleńki i jej męża Piotra oraz małej Zuzanki, młodszej siostry Joanny - szalonej roztrzepanej nastolatki i na koniec dochodzącego studenta filologii orientalnej Janka, wielbiciela babcinego gotowania.

Bo o kuchnię w tej książce chodzi, i ogólnie o zajmowanie się domem, jest pełna przepisów kulinarnych i innych porad, mniej lub bardziej w obecnych czasach przydatnych (no, bo kto teraz myje okna "Kryształem" i "Siluxem"?... ^^ ale już dywan kiszoną kapustą - czemu nie?), a w trakcie czytania szybko sięgnęłam po samoprzylepne karteczki i zaznaczałam różne przydatne i ciekawe przepisy i porady. No cóż, w końcu jestem kurą domową i takie rzeczy po prostu mi się przydają. ~^v^~

Siesicka ma wyjątkowy dar pisania dla nastolatek i o nastolatkach, i choć większość dzisiejszych nastolatek pewnie uznałaby jej książki za trucie wapniaka i zabytki muzealne (czy dzisiejsze nastolatki w ogóle znają słowo "wapniak"?... ^^), to czytelniczki w moim wieku zawsze będą do tych lektur wracać, tak, jak wracają do "Wojny domowej" czy "Rodziny Leśniewskich".

środa, 15 kwietnia 2009

Maska Arlekina

Dlaczego kobiety kochają świrów?
Co nas przyciąga do tych lekkoduchów, szaleńców topiących swoje frustracje i zaszłości z toksycznego dzieciństwa w alkoholu, narkotykach, w nieustającej ekstazie przerywanej okresami skrajnej depresji? (no, nie nas wszystkie, na szczęście! *^v^*)

Dlaczego tyle kobiet, w tym nasza główna bohaterka Matylda, kochały tego Świra, Filipa Justa?
Co spowodowało, że podczas jej dwutygodniowej nieobecności w kraju Świr wyszedł przez okno pokoju swojej wieloletniej kochanki Olgi?

"Maska Arlekina" opowiada o tym, jak w życie Matyldy brutalnie i z butami wchodzi po 10 latach właśnie Olga - kochanka Filipa, osoba, która po jego śmierci opiekowała się Matyldą i zadbała, żeby ta z rozpaczy nie poszła w jego ślady. Teraz to Olgą trzeba się zaopiekować i mimo bardzo uciążliwego charakteru swojego gościa Matylda zgadza się na to, żeby wreszcie dowiedzieć się prawdy o śmierci Filipa.

To opowieść smutna, gorzka, brutalna, wyciągająca brudy przeszłości, to opowieść o ludziach małostkowych, cynicznych, zatraconych w nałogach, zagubionych w swoim życiu, tych, którzy się na różne sposoby sprzedali. Jedynym jasnym światełkiem, jedyną ostoją jest ... Zawrocie.
Kto nie czytał poprzednich części cyklu Hanny Kowalewskiej, ten nie wie, o czym mówię - a więc, Zawrocie - dom z ogrodem, który w pierwszej części cyklu Matylda odziedziczyła po swojej babce Aleksandrze, miejsce magiczne, zarówno dom i ogród, jak i magiczna była związana z nim historia wielkiej miłości (nie będę tłumaczyć zbyt wiele, przeczytajcie "Tego lata w Zawrociu...").

To jedno miałam Matyldzie za złe, że w pewnym momencie zabiera zapijaczoną Olgę ze swojego malutkiego mieszkanka w mieście i wiezie ją na dziesięć dni do Zawrocia, czym bruka to cudowne miejsce. Ale Matylda już w tym momencie bardzo chce dowiedzieć się prawdy o śmierci swojego męża i postanawia użyć Zawrocia jako terapii szokowej, lekarstwa na pokiereszowane życie Olgi.

Czy prawda daje jej coś, czego jej dotąd w życiu brakowało? Pomaga na jej własne demony - na życie zapełnione przelotnymi związkami bez głębszych uczuć, na życie bez tej wiedzy? Nie wiem. Czy wyznanie prawdy zmienia coś w życiu Olgi - alkoholiczki, maskotki jej bogatego męża, niemieckiego rzeźbiarza? O tym musicie przekonać się sami.

wtorek, 14 kwietnia 2009

Candy



Nie znam książek Kevina Brooksa. Po przeczytaniu fragmentu pierwszego rozdziału poczułam sympatię do głównego bohatera, bo w jakimś sensie jesteśmy do siebie podobni, i spodobało mi się miejsce osadzenia akcji - Londyn. Mimo, że ta książka nie zapowiada się cukierkowo, z przyjemnością przekonałabym się, co zdarzyło się dalej. *^v^*

czwartek, 9 kwietnia 2009

Duch słowiański

"Duch słowiański" to esej - podróż wewnętrzna po Rosji od czasów Ruryka po rewolucję 1917 roku. Analiza duchowości pewnego narodu, który dzięki wielkim dziełom twórców filozofii, literatury i muzyki przetrwał najgorsze okresy w swojej historii. Przewodnikiem narratora i głównym bohaterem książki jest wybitny pisarz, filozof, publicysta rosyjski Wasilij Rozanow.
Tyle dowiadujemy się z okładki. A co o tej książce sądzi taki zwykły szary czytelnik jak ja? Muszę przyznać, że się zawiodłam, z kilku powodów. Po pierwsze, liczyłam na bardziej osobisty wkład autora, bo lubię, kiedy dany kraj, jego ludzi i kulturę poznaję przez pryzmat czyichś przeżyć, spostrzeżeń, odczuć. Czego można się spodziewać po książce, która zaczyna się tak:
Wyruszam w podróż o świcie. Lubię jesienne poranki. W kroplach deszczu odbija się niezbyt zielona już trawa. Ptaki tulą się do siebie, jakby chciały pożegnać samotność. (...) Wyruszam do Siergijewa, by rozmyślać o wierze, ale i zobaczyć stare cerkwie. Ich mury i lśniące w słońcu kolorowe kopuły. Chciałbym westchnąć do Boga w oparze kadzideł i dymów świec, palących się w ciemnyc pomieszczeniach i rozsyłających światło w różnych kierunkach. Chciałbym dotknąć kamienia, na którym 100 lat temu siedział zamyślony Wasilij Rozanow, myśliciel dla Rosji tak ważny jak Lew Szestow czy Mikołaj Bierdiajew. Ale nie tak ważny jak Dostojewski. (...)
Natomiast pan Kozyra jest z wykształcenia polonistą i widać to na każdej stronie, w każdym akapicie, kiedy żongluje cytatami i nazwiskami filozofów i literatów, głównie rosyjskich, ale nie tylko. Ma też duże zacięcie teoretyka literatury, więc wysuwa różne teorie i podpiera je autorytetami albo szybko obala, i mimo, że książka ma podobno układ liniowy od czasów Ruryka do początku XX wieku, przeskakuje po epokach, miesza przytaczanych pisarzy z różnych czasów i generalnie robi duży bałagan osobowo-zdarzeniowy, który mi się po prostu nie podobał i utrudniał mi odbiór treści, ale prawdopodobnie jest czytelny dla innych teoretyków literatury.

Po drugie, z pierwszym okresem w historii państwowości rosyjskiej autor szybciutko uwija się w pierwszym krótkim rozdziale, (a przecież zawarł w nim 500 lat istnienia tego kraju), a drugi rozdział (na czternaście) zaczyna już w roku 1547, wraz z rządami Iwana Groźnego. Mógł sobie darować te kilka stron, skoro tak naprawdę i tak chciał się skupić na czasach późniejszych.

Po trzecie, mimo deklarowanej przez autora wielkiej miłości do Rosji, odniosłam wrażenie, że nie jest wobec niej obiektywny i za wszelką cenę chce udowodnić postawioną najsamprzód przez siebie tezę - że historia Rosji to wyłącznie historia despotycznych władców i uciemiężonego ludu - chłopów oraz filozofów i literatów. Wydaje mi się, że jest to zbyt powierzchowne podejście do tematu.

Psy z Rygi

Nie czytam książek Mankella po kolei, (biorę to, co akurat jest na półce bibliotecznej), ale jakimś sposobem udaje mi się sięgać po tomy, z różnych okresów historii o Wallanderze, jednocześnie otrzymując coraz mocniejszą dawkę zawartości "kryminału w kryminale". ^^

"Psy z Rygi"
to druga w kolejności część cyklu, jednak nasz dzielny policjant zostaje postawiony przed nie lada zadaniem. Na początek ma do rozwiązania tajemniczą ale niezbyt spektakularną sprawę, która zresztą szybko zostaje przekazana milicji w Rydze, gdyż zarówno ofiary jak i sprawcy pochodzą z Łotwy. Łotewski funkcjonariusz major Liepa przyjeżdża do Ystad na kilkudniowe zapoznanie się ze sprawą i załatwienie formalności, po czym odlatuje do siebie zabierając dokumentację i zwłoki.

I kiedy własnie razem z komisarzem Wallanderem nabieramy przekonania, że czas wrócić do rozwiązywania kwestii drobnych włamań i kradzieży, sprawa dwóch łotewskich trupów, którzy przybili do szwedzkiego nabrzeża w gumowym pontonie nabiera rumieńców i nowego tempa. A potem, jak u Hitchcocka, napięcie tylko rośnie!...

Powiem szczerze, że nie spodziewałam się po Kurcie Wallanderze takiej brawury, odwagi, determinacji (albo impulsywności, bezmyślności i działania na oślep, co sam sobie chwilami zarzuca ^^). Oczywiście wszystko kończy się dobrze, w dość nieoczekiwany ale jak zwykle u Mankella widowiskowy sposób. *^v^*

czwartek, 2 kwietnia 2009

Jamie w domu

Nigdy nie recenzowałam książek kucharskich, bo co można o nich napisać - że to zbiór przepisów. *^v^* Jednak dzisiaj napiszę o książce, na którą czekałam i kupiłam ją zaraz po tym, jak ukazała się na naszym rynku, mianowicie "Jamie Oliver w domu".

Jest to książkowa wersja cyklu programów kulinarnych pt." Jamie w domu" I i II, które nota bene też można już kupić na DVD.
Ksiażka jest podzielona na pory roku, a w każdej nich jest zbiór przepisów z sezonowymi produktami oraz, co ciekawe, porady jak hodować poszczególne warzywa i owoce, kiedy zbierać, ciekawostki i garść historii. Wszystko to bogato okraszone zdjęciami potraw oraz nastrojowymi, sielskimi fotografiami z ogrodu Jamiego w Essex.

Jedynym drobnym rozczarowaniem był fakt, że ksiażka ta wygląda w środku jak inne książki kucharskie Jamiego Olivera, a ja miałam nadzieję, że będzie ona bardziej w formie odręcznego dziennika, pamiętnika ogrodnika-kucharza, takiego, jaki widzimy w telewizyjnej serii "Jamie w domu". *^v^*

Jest to druga książka J. Oliviera na mojej kuchennej półce, jako pierwszą wygrałam kiedyś w konkursie Kuchni.tv pozycję "Gotuj z Oliverem", która jest bardzo dobrym podstawowym podręcznikiem kucharzenia, gdyż uczy np.: jak dzieli się mięso i nazywa owe części, jak kupować i oprawiać ryby i owoce morza czy jak zrobić kruche ciasto.

Dodatkowo zamierzam na pewno kupić "Włoską wyprawę Jamiego", bo w telewizyjnej serii widziałam kilka smakowitych potraw, które chętnie powtórzę w mojej kuchni. *^v^*