poniedziałek, 30 czerwca 2008

Koniec Wyzwania 6 Kontynentów

To już koniec Wyzwania 6 Kontynentów.

Chciałabym podziękować trzem osobom za wciągnięcie mnie do tego wyzwania i zaktywizowania mojego nieco uśpionego na początku tego roku czytelnictwa:
- pomysłodawczyni Padmie, za to, że wymyśliła takie wspólne czytanie
- Kalinie, bo u niej na blogu znalazłam link do Wyzwania, (a przyszłam tam po coś zupełnie innego) *^v^*
- Prowincjonalnej Nauczycielce, która mnie odnalazła w sieci i oficjalnie dopisała mnie do Wyzwania już w jego trakcie. ^^

Oraz wszystkim współczytającym! =^v^=


Udało mi się zaliczyć lektury z każdego kontynentu, i moja zamknięta lista wygląda następująco:

Ameryka Płn
Audrey Niffenegger "Miłość ponad czasem"


Azja

Abe Kobo "Kobieta z wydm"

Taichi Yamada "Obcy"

Chitra Banerjee Divakaruni "Tłumaczka snów"


Ameryka
Płd, Śr. i Meksyk
Alejo Carpentier "Podróż do źródeł czasu"

Australia i Oceania

Patrick White "Węzeł"

dodatkowo - Patrick White "Drzewo Człowiecze"

Europa

Zadie Smith "O pięknie"

Carlos Ruiz Zafon "Cień wiatru"

Małgorzata Kalicińska "Dom nad rozlewiskiem"

Marianne Fredriksson "Anna, Hanna i Johanna"

Mira Zimińska-Sygietyńska "Nie żyłam samotnie"


Afryka

Nadżib Mahfuz "Opowieści starego Kairu
"


Jak przewidywałam, najwięcej przeczytałam książek z Azji i Europy. Bardzo się cieszę, że odkryłam takich autorów jak White, Zafon, Carpentier, Mahfuz, do nich na pewno będę jeszcze wracać.

Co mi pozostało na liście:

Ameryka Płn
Margaret Atwood "Pani Wyrocznia"
F. Scott Fitzgerald "Wielki Gatsby"


Azja
Vikram Chandra "Święte gry"
Henri Fauconnier "Malajska przygoda"

Ameryka Płd, Śr. i Meksyk
Paulo Coelho "Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam"
G.G. Marquez "Kronika Zapowiedzianej Śmierci"
Mario Vargas Llosa "Gawędziarz"

Australia i Oceania
J. Lindsay: "Piknik pod Wiszącą Skałą"

Afryka
Alaa Al Aswany "Kair - historia pewnej kamienicy"
Alexander McCall Smith "Kobieca agencja detektywistyczna nr 1"

I te być może kiedyś przeczytam, a przynajmniej niektóre z nich, na przykład te afrykańskie, które zebrały bardzo dobre recenzje, oraz Atwood i Chandrę, bo leżą u mnie na półce. *^v^*
Formuła czytelniczego wyzwania bardzo mi się spodobała, bo zmobilizowała mnie do czytania w ogóle oraz do sięgnięcia po autorów mi nieznanych i takich, po jakich wcześniej nie sięgałam (np.: afrykańskich, południowo-amerykańskich). Czekam na kolejne wyzwanie czytelnicze! *^v^*

środa, 25 czerwca 2008

Zdobycze biblioteczne

Szybki wypad do bliblioteki i nowe zdobycze - czy widać, że najchętniej na wakacje pojechałabym do Tokio?... *^v^*


Lafcadio Hearn "Kimiko. Opowieść o miłości"
Kawabata Yasunari "Głos góry"
Yukio Mishima "Na uwięzi. Ballada o miłości"

Obcy

Rzutem na taśmę zmieściłam jeszcze jedną książkę z listy Wyzwania 6 kontynentów. *^v^*

Gdyby nie to, że na okładce jest wyraźnie napisane Taichi Yamada a w tekście kilka japońskich nazw dzielnic Tokio, to nie zorientowałbym się, że czytam japońskiego autora.

To dziwne.

Na początku zupełnie nie "czułam" tej książki jako japońskiej, jej akcja mogłaby się rozgrywać w dowolnym mieście Europy Zachodniej czy w Ameryce. Do czasu.

Do czasu, gdy zrobiło się jak w klasycznym japońskim horrorze (i to nie takiej miałkiej amerykańskiej adaptacji!...).

Ale nie będę zdradzać szczegółów. Historia jest ciekawie zakręcona a końcówka nieoczekiwana. Jest też napisana bardzo plastycznym filmowym językiem, wyobrażałam sobie to wszystko, o czym czytałam, a ponieważ mam bujną wyobraźnię a czytałam w nocy w łóżku, to zastanawiałam się, czy mi się to potem przyśni... *^v^*

Mam tylko jedno zastrzeżenie - bardzo nie lubię, kiedy wydawnictwo bierze krótką powieść/opowiadanie, drukuje je bardzo dużą czcionką i sprzedaje za 25 zł. Jako kupujący czuje się trochę oszukana stosunkiem objętości do ceny, poza tym kiedy czytam takie wielkie litery wydaje mi się jakbym czytała książkę dla dzieci...

wtorek, 24 czerwca 2008

Drzewo człowiecze

"Drzewo człowiecze" to kolejna powieść Petera White'a, która wyszperałam w bibliotece. Poznałam już tego autora w powieści "Węzeł" więc wiedziałam, czego się spodziewać, i nie zawiodłam się.

Jest to historia młodego Australijczyka, który porzuca strony rodzinne, wyrusza do puszczy i na kawałku wykarczowanego buszu buduje dom, aby w nim spędzić resztę życia. Tworzy swój świat od początku. Zakłada rodzinę, ale skazany jest właściwie na samotność, doznaje wielu klęsk i porażek, które stają się wielką próbą charakteru. Życie toczy się jednak nieubłaganie dalej, jak w wierszu angielskiego poety, A.E. Housmana, o drzewie człowieczym, które się ostaje i trwa mino targających nim wichrów.
Tyle od wydawcy. natomiast ja uważam, że prawdziwą główną bohaterką tej powieści jest żona Stana Parkera, Amy, mimo, że nie pojawia się od razu na pierwszej stronie książki. Stan jest samotnikiem i nie lubi dzielić się swoimi uczuciami. Za to Amy jest przedstawiona w głębszy sposób, znamy jej myśli i czujemy zmaganie się ze światem i z samą sobą.

Oprócz tej dwójki spotykamy cała gamę najróżniejszych typów ludzkich, i za to lubię White'a - że nie pokazuje postaci czytelnikowi obojętnych, każdego zarysowuje w taki sposób, że po pierwsze, jest to opis bardzo plastyczny i łatwo sobie te osoby w szczegółach wyobrazić, a po drugie, czytelnik wyrabia sobie osobisty stosunek do każdej przewijającej się przez karty książki postaci.

W tej książce jest wszystko - miłość i śmierć, wierność, i zdrada, namiętności i obojętność, walka z żywiołami natury ale też z własnymi słabościami, ludzie porządni, szczerzy i prawi oraz kombinatorzy i gracze, miłość matczyna spełniona i niespełniona, cieżka praca rąk ludzkich, lustrzany obraz wycinka społeczeństwa australijskiego pierwszej połowy XX wieku idealnie odbity.

Bardzo polecam i na pewno sięgnę po kolejne tomy tej trylogii White'a, "Voss" i "Wóz ognisty".

niedziela, 22 czerwca 2008

Okazyjnie

Kupiłam w sobotę na jarmarku w Ostrołęce, za całe 9 zł (miodek rzepakowy osobno, za 10 zł *^v^*).


Na razie nie czytam, tylko zbieram stosik książek smakowitych. ^^

środa, 11 czerwca 2008

Niki Jumpei to my

Kobo Abe "Kobieta z wydm"

Główny bohater zaginął - nigdy nie powrócił z wyprawy entomologicznej, na której miał spędzić trzy dni urlopu.
Nie, nie zdradziłam Wam zakończenia książki - tego dowiadujemy się z pierwszego jej zdania.

Niki Jumpei zostaje na noc w małej wioseczce nad morzem i rano orientuje się, że nie może się wydostać z domu w piaszczystej jamie, został uwięziony przez mieszkańców wioski. Od samego początku, choć wiedziałam, że wysiłki są daremne, kibicowałam naszemu nauczycielowi w jego bezsensownej walce z żywiołem piasku i spiskiem mającym na celu utrzymanie go w miejscu, do którego przyjechał. Jakże to było męczące - piach nawiewany każdego dnia, wżerający się w każdy zakamarek ciała i budynku, wrzechobecny, śmiertelnie groźny. Pozornie bezsensowna mechaniczna praca, polegająca na codziennym bezustannym wynoszeniu nawiewanego piasku - nic bardziej wyrafinowanego, tylko łopata, bańka po benzynie jako pojemnik na piach i powtarzalny rytm - sen, posiłek, kopanie, odpoczynek.

Jednak zdziwiłby się ten, który kupiłby tę książkę wyłącznie z zamiarem prześledzenia prób ucieczki bohatera i jego triumfu lub kleski. Istotą tej powieści jest coś innego - coś leżącego w głębszych warstwach ludzkiej świadomości. Niki Jumpei przywołuje obrazy ze swojego dotychczasowego życia w mieście i uświadamia sobie, że tamto życie pod wieloma względami było bardzo podobne do tego na dnie piaszczystej jamy, i sam świadomie dokonuje wyboru, jaką ścieżką dalej podążać.

Bardzo dobrze komentuje to "The Guardian":
Piasek jest więzieniem, dosłownym i symbolicznym, ale nie tylko dla bohatera. My też jesteśmy zasypani. My też spędzamy życie na tak bezsensownych (jesli nie dla nas, to przynajmniej dla świata) zajęciach jak niekończące się przesypywanie piasku do koszy, zaspokajanie podstawowych potrzeb. Kiedy czytamy o trudnej sytuacji, w której znalazł się ten człowiek, (...) czytamy o sobie samych.

poniedziałek, 9 czerwca 2008

Nie lubię

Zaczęłam czytać "Fioletowy hibiskus" Chimamanda Ngozi Adichie.

Odłożyłam po kilkunastu stronach.

Na razie mam dosyć opowieści o ojcach tyranach, którzy dla świata są bogobojnymi karmicielami biedaków i filarami społeczeństwa, a w domowym zaciszu biją ciężarną żonę aż do poronienia i oblewają dziecku wrzątkiem stopy za spotkanie z dziadkiem, którego tatuś uważa za odstępcę od wiary. Chrześcijańskiej, dodajmy.

Prawdopodobnie jest to książka bardzo prawdziwa a historia w niej opisana (zresztą bardzo sprawnym językiem) wydarza się w Nigerii na co dzień. Tylko, że ja nie mam ochoty o tym czytać.

Przy głównym bohaterze "Fioletowego Hibiskusa" inny ojciec tyran i hipokryta, kupiec z "Opowieści starego Kairu" Nadżiba Mahfuza, czytanych przeze mnie niedawno, to idealny kandydat na męża!

Oddaję tę książkę do biblioteki.

Kraina Śniegu w czerwcu

Z półki bibliotecznej zerknęła na mnie "Kraina Śniegu" Yasunari Kawabaty, niepozorna cienka książeczka, więc wzięłam ją ze sobą do domu. ^^

Trudno mi napisać obiektywną recenzję - jest to ksiażka tak bardzo japońska, w opisach, w scenerii, w zachowaniu bohaterów, w obyczajach, w symbolice (w której zapewne w połowie nie rozumiem, bo nie jestem Japonką), w przesłaniu...

Piękna, bardzo "filmowa" książka (chętnie obejrzałabym film na jej podstawie, nawet powstał w 1965 roku, "Yukiguni", ciekawe, czy był tłumaczony na polski?).

Polecam miłośnikom japońszczyzny, ale nie tylko.

niedziela, 1 czerwca 2008

Dom nad rozlewiskiem

Są książki o domach na wsi - magiczne i są książki realistyczne. Do magicznych zaliczam np.: "Tego lata w Zawrociu" Hanny Kowalewskiej, to pozycje, które mamią i oczarowują kolorami, zapachami, tajemniczością, a dom, który opisują jawi się czytelnikowi niczym miejsce z Tajemniczego Ogrodu, do którego zawsze chce się wracać niczym do bezpiecznego i słodkiego dzieciństwa.

"Dom nad rozlewiskiem" Małgorzaty Kalicińskiej należy do tej drugiej kategorii książek - tu wszystko jest kawa na ławę, przyroda jest po prostu piękna, ludzie są dobrzy i źli, humory są świetne lub kwaśne, a wszystko to przedstawione bez impresonistycznego rozwodnienia kolorów i dźwieków. I to też jest na swój sposób piękna książka.

Zaczęłam czytać tę książkę nastawiona na uderzenie mazurskiej przyrody. Niestety! Musiałam najpierw wraz z bohaterką przebrnąć przez kilka rozdziałów jej życia w mieście i pracy w agencji reklamowej. Od razu przypomniało mi się moje kilka lat pracy w wielkiej korporacji i słabo mi się zrobiło...
Ale niebawem bohaterka wyjeżdża na mazurską wieś i mimo, że jest pluchowaty grudzień, od razu nam obojgu - Małgorzacie i mnie, zrobiło się lepiej. ^^

Nie, życie na wsi, wraz z odzyskaną po latach matką i całym dobrem inwentarza, jaki ją otacza, nie jest idealne. Życie głównej bohaterki nie zmienia się nagle w sielankę, (jest czas na radość, ale też na łzy, śmierć, chorobę, zakochanie i odrzucenie), ale zmienia się radykalnie. Zmieniają się jej priorytety, sposób myślenia, czas zaczyna płynąć inaczej. Gosia swoją obecnością zmienia też rzeczywistość wokół siebie i wnosi do wspólnego z wieloma osobami (rodzina, sąsiedzi, nowi przyjaciele) życia jakąś cząstkę siebie - swoje nowe pomysły na życie, które sprawdzają się i zaczynają przynosić pożytek. Z początku jest obca, jest obserwatorem, ale z uprzejmą życzliwością, bez uprzedzeń zaczyna wciągać się w codzienne rytuały życia na wsi. I przychodzi taki moment, że już nie może sobie wyobrazić, że jej tam nie było od zawsze. *^v^*

Kiedy nasza bohaterka chodzi na spacery nad rozlewisko, po raz pierwszy świadomie zauważa klangor żurawi czy pierwsze rośliny wychodzące z ziemi po zimie, jestem tam z nią i przywołuję te wszystkie obrazy, które znam z pobytów na działce nad Narwią, a kiedy zabiera się za robienie przetworów, szykuje piwnicę ziemiankę na gromadzenie zapasów, buduje pomost nad wodą, w gronie znajomych kobiet pół dnia lepią pierogi i plotkują to bardzo bardzo chcę tam być razem z nią...

Rozmowa Gosi z letniczką Ewą, aktorką cierpiącą na depresję, mieszczuchem z gosposią i ogrodnikiem, podczas wspólnego marynowania pikli:
- Będę mogła wziąć sobie słoik? Mój mąż nie uwierzy, że sama to zrobiłam. No, z tobą.
- Jasne! A jak mu posmakuje, zagoni cię do kuchni i co rok będziesz musiała robić!
- Chyba nawet bym chciała, To takie... Prawdziwe.
- No. Pikli nie da się zagrać.
I to jest chyba kwinesencja tej książki - pokazuje ona prawdziwe życie, z całym jego pięknem i brzydotą (a jakże!), takie, jakiego nie da się zagrać.

Mam jedno zastrzeżenie do tej książki - aż pofatygowałam się i poszukałam informacji o autorce - jest absolwentką SGGW-AR, a zadebiutowała w wieku 50 lat, kiedy jej firma zaczęła upadać, chwyciła za pióro, by dać ujście negatywnym emocjom.
No właśnie - przez cały czas czytania tej powieści czułam, że czytam debiutanta. Było coś takiego w języku, w dialogach, w metaforach, coś trudnego do nazwania ale na pewno zauważalnego, jakaś sztywność, chwilowa sztuczność, momentami zmaganie się autorki z materią historii, którą opowiada. Nie ma to wielkiego wpływu na odbiór książki, ale jest obecne.