Z okazji przypadającego na dzisiaj Światowego Dnia Książki postanowiłam zrobić coś, żeby usprawnić moje czytelnictwo a przy okazji nie zbankrutować (bo wiadomo, jakie są ceny książek, a ja zawsze kupuję ich dużo, bo chciałabym mieć je wszystkie na półce... *^v^*)
Poszłam po rozum do głowy i ... znalazłam sobie bibliotekę blisko domu. Przecież naprawdę nie trzeba od razu kupować wszystkich książek, które chce się przeczytać. Niektóre można najpierw wypożyczyć, sprawdzić zawartość, a potem ewentualnie zakupić i mieć na stałe. (do wielu książek lubię wracać wielokrotnie).
Moja biblioteka jest częścią sieci bibliotek Ursynoteka im. Juliana Ursyna Niemcewicza na warszawskim Ursynowie - karta czytelnika uprawnia mnie do korzystania z nich wszystkich, ale najbliżej mi do tej na ulicy Nugat 4.
Biblioteki osiedlowe pamietałam z czasów, kiedy byłam na studiach - korzystałam przeważnie z bibliotek znajdujących się w małych dusznych kompletnie zastawionych półkami salkach tonących w półmroku, z wielką szafką z tysiącem małych szufladek, w których poupychane były karty katalogowe. Ale świat idzie do przodu!
Sala, wprawdzie oczywiście zastawiona regałami, nie była wcale mroczna tylko jasna i przestronna, a katalog jest skomputeryzowany, co więcej, mogę go sobie przeglądać ze strony biblioteki z dowolnego miejsca (np.: z domu, siedząc w piżamie i kapciach, ze spokojem wybierając, co to ja chciałabym teraz przeczytać *^v^*) i rezerwować książki, które potem będą na mnie czekały do odbioru.
No tak, powiecie, że odkryłam Amerykę, tak to jest, jak się z domu nie wychodzi. *^v^*
Dziś wybrałam trzy książki, które dorzucam do listy 6 kontynentów:
Audrey Niffenegger "Miłość ponad czasem" - została mi ostatnio polecona jako wspaniała opowieść i zamierzam się o tym wkrótce przekonać.
Chitra Banerjee Divakaruni "Tłumaczka snów" - mam już na koncie "Mistrzynię Przypraw", która mnie zachwyciła, więc równie dużo spodziewam się po tym tytule.
Alejo Carpentier "Podróż do źródeł czasu" - kubański autor, kompletnie mi nieznany, a książkę wzięłam z półki "na czuja". Zobaczymy.
środa, 23 kwietnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Polecam jak najbardziej aby korzystać z bibliotek, zresztą sama tak robię.
OdpowiedzUsuńA książki to od niedawna zaczęłam kupować ( wcześniej jesli już to przeważnie w antykwariatach nabywałam choć zdarzyło się i normalnie kupić ale niezbyt częśto).
Teraz biblioteki stają się coraz lepiej zaopatrzone co sama dostzegam.
Szkoda że o niej zapomniałam!
"Tłumaczka snów" to pozycja którą chcę kupić a kompletnie nie zapisałam ją na moją dzisiejszą listę.
Trafiłam do ciebe z linku u Zosika.
http://judytta.blog.onet.pl/
Ja z Divakaruni mam odwrotnie niż Ty, to znaczy przeczytałam już "Tłumaczkę snów", a na półce stoi "Mistrzyni przypraw".
OdpowiedzUsuńPOzdrawiam:)
Nie jesteś jedyna, która pamięta te zakurzone, źle zaopatrzone i mało przyjazne starego typu biblioteki! Takie je pamiętam z Polski.
OdpowiedzUsuńPonownie biblioteki odkryłam w Stanach, gdzie starają się one być centrum miasteczka (bezpłatny dostęp do internetu, miejsce odrabiania lekcji dla dzieci, sale do bezplatnego wynajecia na spotkania grup, szczegolnie klubow ksiazki, juz nie wspominajac o dostepie internetowym do calego systemu!), dlatego ciesze się, że i w Polsce to się zmienia na lepsze!
Pozdrawiam
Monika