
Znowu akcja toczy się w mojej ulubionej części Szwecji - Skanii (kto by pomyślał, że tam tak niebezpiecznie?...), tą książką cofnęłam się kilka lat wstecz, kiedy Kurt Wallander dopiero co rozstał się z żoną (albo raczej ona z nim), a jego ojciec zaczyna poważnie cierpieć na sklerozę. Wallander tym razem musi rozwikłać niezwykle brutalne podwójne morderstwo i mimo początkowego braku jakichkolwiek dowodów czy nawet poszlak, prowadzi swoje śledztwo sprawnie aż do wykrycia i złapania sprawców po brawurowym pościgu (znowu Wallander osobiście goni za mordercą ^^). Przy okazji ta książka przybliżyła mi problem uchodźców w Szwecji w latach 90-tych, o czym nie miałam bladego pojęcia.
Bardzo podoba mi się postać Wallandera, bo jest ludzka a nie papierowa, a poza tym Mankell pisze w sposób bardzo przypominający pisarstwo Murakamiego - z pietyzmem opisuje nawet najbardziej podstawowe codzienne czynności, jak sprzątanie czy posiłki, a to dodaje bohaterom życia.