poniedziałek, 8 grudnia 2008

Wspomnienia chałturzystki

No ładnie! Ale mam przerwę w recenzjach!...
Ale nie w czytaniu. *^v^*

Złożona chorobą w jeden z weekendów połknęłam "Wspomnienia chałturzystki" Stefanii Grodzieńskiej i muszę powiedzieć, że jest to książka niesamowita.

To fikcyjna historia podszyta autentycznymi wydarzeniami z życia autorki, z występującymi w niej prawdziwymi postaciami znanymi mi z dwóch autobiografii pani Stefanii. Na fabułę składają się dwa dni z życia artystki estradowej, która przyjeżdża do małego miasteczka na spotkanie ze swoim znajomym - młodzieńczą miłością jej życia, który na stałe mieszka za granicą ale zdecydował się odwiedzić swoją starą ojczyznę i przez kilka dni ma przebywać u rodziny. Nasza bohaterka chce temu panu zrobić niespodziankę i bez zapowiedzi zjawia się w owym miasteczku, po czym próbuje się z nim skontaktować, a przeszkadzają jej w tym najróżniejsze osoby i wydarzenia, ale nie będę więcej zdradzać, bo popsuję Wam przyjemność z lektury.

Oprócz warstwy fabularnej, napisanej lekkim i zabawnym językiem wytrawnej felietonistki, niewątpliwą zaletą tej ksiażki jest coś, co ja nazwałabym "podręcznikiem chałturzysty estradowego" *^v^* Autorka dokładnie wyjaśnia, co to jest dla artysty owa "chałtura", podaje liczne przykłady z życia wzięte a nawet rozkłada taką chałturę na czynniki pierwsze i zdradza tajniki zakulisowych działań na wypadek spóźnień, niedojechań i wpadek wykonawców na żywym przykładzie dwóch przedstawień, jakie odbywają się w miasteczku podczas pobytu w nim naszej bohaterki (w jednym z nich bohaterka bierze udział jako widz a w drugim jako konferansjer na zastępstwo za chorego kolegę).

Co tu dużo mówić, śmiechu jest przy czytaniu co nie miara, a przy okazji zaznajamiamy się z występami estradowymi "od kuchni". Nie mówiąc już o wątku miłosnym, ale o tym nic nie napiszę, sami się przekonajcie, jak było. ^^

2 komentarze:

  1. Właśnie Joanno. Bardzo nieładnie zwodzić tak swych czytelników. Oj oj ;) Proszę się poprawić :)
    A mówiąc poważnie - cieszę się z powrotu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Joanna, to już wiesz co to jest "Wenzlów pies", prawda?

    OdpowiedzUsuń