
Fabuła jest bardzo brutalna - oto nastolatek zabija swoją matkę kijem do baseball'a, a potem w pomoc w jego ucieczce dają się wciągnąć cztery przyjaciółki, co oczywiście nie prowadzi do szczęśliwego zakończenia, a do podwójnej tragedii. Jak zwykle u Kirino mamy obraz japońskiego społeczeństwa w krzywym zwierciadle, kobiety są uwikłane standardami przykładnej żony i matki, mężczyźni nie radzą sobie z wizerunkiem twardego, zaradnego pana domu, nastolatki są zamknięte w konwenansach konieczności zdobycia jak najlepszego wykształcenia za wszelką cenę. Każda z tych grup próbuje wyrwać się z nakreślonych społecznie ram, niestety przeważnie z kiepskim rezultatem.
Natomiast mnie uderzyło w tej historii coś innego, co ma chyba wymiar bardziej uniwersalny niż tylko cecha występująca w społeczeństwie japońskim - każda z czterech przyjaciółek ukrywa swoje prawdziwe oblicze (cechy charakteru, poglądy, orientację seksualną, itp) i jest absolutnie przekonana, że robi to skutecznie, że inne postrzegają ją zupełnie inaczej, chociaż, gdyby tylko wiedziały, gdyby znały ich prawdziwe "ja", to dopiero by było... A prawda jest taka, że przyjaciółki dokładnie wiedzą, jakie sekrety kryje każda z nich, jaką grę prowadzi, za czym się ukrywa. To, co skrzętnie skrywane, jest dla pozostałych oczywiste.
To dało mi do myślenia, czy w rzeczywistości tak łatwo dojrzeć prawdziwą naturę każdego człowieka, ukrytą pod maską, która w naszym przekonaniu jest kamuflażem idealnym, a dla innych - oczywistym i wyraźnie widocznym kostiumem?