
Wydawnictwo "Magia Słów" przesłało mi do przeczytania książkę
Moniki Sawickiej "7 kolorów tęczy". Już na wstępie moją uwagę przykuła bardzo kolorowa okładka, obok której na pewno nie przeszłabym obojętnie w księgarni, ale żeby nie oceniać książki po okładce zabrałam się za czytanie.
Pierwsze 300 stron zajmują równolegle prowadzone historie dwóch kobiet, Hanki i Mariji. Hanka straciła syna i próbuje ułożyć sobie życie z nowym mężczyzną, który przeżył własną tragedię - żona i córka skoczyły z okna wieżowca. Marija na wyjeździe wakacyjnym do Turcji poznaje mężczyznę, który nie dość, że jest żonaty, to ma dzieci i jest muzułmaninem. Jednak obydwie historie mają jeszcze inne wątki, a opowiedziane są w sposób chwilami poważny, a chwilami z duża dawką humoru i realizmu (np.: rozmowy między dwiema przyjaciółkami są bardzo życiowe *^v^*). Autorka ustami swoich bohaterów zadaje pytania o sens życia, miłości, przebaczenia, o dokonywanie właściwych wyborów, podążanie właściwą ścieżką. Ta książka mimo bolesnych doświadczeń obydwu kobiet ma ciepłe, pozytywne przesłanie a czyta się ją szybko i z przyjemnością.
Jedynym zabiegiem, który wcale mi się nie podobał, było cytowanie co jakiś czas kilkustronicowych fragmentów z książek Coehlo, Deepaka Chopry, Pease'ów albo z różnych stron internetowych. Takie cytaty pojawiają się niby wtrącone pomiędzy poszczególne kwestie pogaduszek między przyjaciółkami, ale wyglądają sztucznie, bo która z nas podczas plotkowania z psiapsiółką w kawiarni czy przez telefon robi nagle piętnastominutowy wypunktowany wykład na temat instrukcji tworzenia afirmacji? Albo czy piętnastolatka na pewno do swojego pamiętnika przepisywałaby żywcem listy Jana III Sobieskiego do Marysieńki, i to nie jeden czy dwa romantyczne fragmenty, ale całe teksty?
Dodatkiem do głównej części książki jest zbiór tekstów laureatów konkursów literackich ogłoszonych przez fundację „VADE-Mecum – chodź ze mną” im. Sandry Brędowskiej. Przyznam szczerze, że opuściłam część poetycką, bo wiersze nie są mi szczególnie bliskie, natomiast z kawałków prozatorskich większość jest dość wtórna i banalna, ale chciałabym zwrócić uwagę na prawdziwy hit literacki - opowiadanie
Julianny Zofii Jonek "Serwetka dla Boga". Autorka jest osobą o niesamowitej wrażliwości a jej tekst zaskakuje dojrzałością pióra, oryginalnością pomysłu, ciepłem i słodyczą emanującą z każdego zdania.
I już zastanawiam się naprędce, co spakować w ciągu minuty. Zielony kapelusz, karminowa szminka, różowe perełki na żyłce, kabaretki, granatowy cień do powiek, Kot, puszka z piernikami, koronkowa haleczka w kolorze różowej waty cukrowej, kubek w bławatki - to pewne. Ale co jeszcze? Co jeszcze trzeba zabrać z domu w razie Końca Świata?
Zamyślam się na dwa machnięcia skrzydeł motylich...
Przymykam oczy nieucałowane jeszcze kawą o smaku cynamonu, kardamonu i gałki muszkatołowej.