
"Tajemnica Czerwonego Domu" ma nawet swoją parę detektywów, którzy jawnie odwołują się do sławnej pary Holmes/Watson. Antony Gillingham, młody gentelemen o przenikliwym umyśle czyni samego siebie głównym detektywem w sprawie morderstwa popełnionego w Czerwonym Domu, a przyjaciela Billa Beverleya mianuje swoim Watsonem.
Mamy tu do czynienia z klasyczną brytyjską powieścią kryminalną w najlepszym tego słowa znaczeniu, tak więc jest wiejska posiadłość pewnego gentlemena, grupa gości w odwiedzinach, rezolutny przybysz z zewnątrz który potrafi spojrzeć na całość z otwartym umysłem, oczywiście jest też trup. Bardzo przyjemna lektura na deszczowe popołudnie pod kocem z filiżanką angielskiej herbaty i bułeczkami scones z konfiturą pomarańczową.
Przyjemności czytania nie odebrał mi fakt, że zaraz na początku domyśliłam się intrygi wokół morderstwa (miałam swoją teorię, która pod koniec się potwierdziła), jednak nie znając wszystkich faktów nie mogłam wiedzieć, dlaczego tak się stało, co zresztą zostało mi na końcu ładnie wyjaśnione. *^v^*
Acha, jeśli wpadł Wam w ręce egzemplarz wydawnictwa Da Capo (nie wiem, czy były u nas inne wydania), nie czytajcie skróconego opisu treści na tylnej okładce, ten, kto napisał to streszczenie chyba wcale nie czytał książki...
Nie miałam pojęcia, że Milne napisał kryminał! Książka do schowka, dziękuję.
OdpowiedzUsuń