piątek, 25 lipca 2008

Szalony starzec

Nie wiem dlaczego akurat raz po raz trafiam na japońskie książki, które opisują zażyłe stosunki staruszków teściów z ich młodymi synowymi, (być może jest to częsty temat w literaturze japońskiej połowy XX w, ponieważ zwyczajowo najstarszy syn zostawał z żoną w swym domu rodzinnym, przy rodzicach, i stąd powtarzający się temat w literaturze).

Najpierw był "Głos góry" Kawabaty Yasunari, ale w tamtej książce relacje teść-synowa były czyste, ciepłe, rodzinne, tchnące opiekuńczością i najwyżej starym odnowionym w sercu sentymentem za młodością i niespełnioną miłością.

Jakże inaczej jest u Junichiro Tanzakiego w "Dzienniku szalonego starca"!

Sytuacja rodzinna jest można powiedzieć - klasycznie japońska: starsi rodzice mieszkają pod jednym dachem z najstarszym synem i jego młodą żoną, byłą tancerką kabaretową. Narratorem jest senior rodu, Tokusuke Utsugi, który szczegółowo opisuje wydarzenia kolejnych dni w swoim pamiętniku.

Miedzy tym siedemdziesięcio-sześciolatkiem a młodą Setsuko nawiązuje się początkowo nić sympatii, która stopniowo przeradza się w seksualną fascynację (z jego strony) a umiejętne wodzenie staruszka za nos i wykorzystywanie jego finansów z jej strony. Tokusuke jest stary i schorowany, i zdaje sobie sprawę z tego, że w każdej chwili może pożegnać się z tym światem, dlatego łapie każdą dostępną mu chwilę podniety na przekór zasadom moralnym i zdrowemu rozsądkowi. Z drugiej strony synowa świadomie wykorzystuje jego chęć zaspokojenia swoich potrzeb psychicznych, pozwalając mu korzystać ze swego nagiego ciała (w jaki sposób - przeczytajcie ^^), jednocześnie przyjmuje w domu kochanka a od starszego pana wyłudza (choć w zasadzie nie musi go długo prosić) pieniądze na różne zachcianki.

Końcówka nieco wyjaśnia zachowanie rodziny głównego bohatera, ale... czy na pewno?

Oprócz wciągającej intrygi "miłosnej" między starcem a młodą dziewczyną znajdziemy w tej książce sporo pięknego tła ówczesnej Japonii - wizyta w teatrze kabuki, w tradycyjnej japońskiej restauracji (ach, ślinka mi ciekła! ^^), opis stosunków między człokami rodziny (Tokusuke oprócz syna ma jeszcze dwie córki, mieszkające z mężami poza Tokio). A ponieważ kocham Japonię i zawsze z uwielbieniem chłonę każdą wzmiankę o kulturze i tradycjach tego kraju, takie fragmenty to dla mnie perełki:
Moją matkę w młodości uważano za piękność. (...) Ileż się zmieniło w fizycznej budowie Japonek! [między rokiem 1894 a 1960] Matka również miała piękne stopy. Lecz patrząc na nogi Satsuko widzi się, jak odmienne jest ich piękno. Aż trudno uwierzyć, że są to nogi należące do kobiet tej samej rasy ludzkiej, że są to w obu przypadkach nogi kobiety japońskiej! Matka miała stopy zgraben i tak małe, że zmieściłyby się na mojej dłoni. Gdy wkładała sandały oblicowane matą, stąpała bardzo drobnym krokiem zwracając czubki stóp do wewnatrz. (...) Kobiety okresu Meiji, nie tylko piękności, ale wszystkie kobiety chodziły zwracając czubki stóp do środka. Chodziły tak, jak chodzą gęsi. Stopy Satsuko są smukłe i delikatne niby witki wierzbowe. (...) Dawniej wszystkie kobiety były, tak samo jak matka, niskiego wzrostu. Nierzadko spotykało się kobiety o wzroście poniżej pięciu stóp. Ja urodziłem się w okresie Meiji i też jestem niski, mam pięć stóp i dwa cale, Satsuko jest wyższa ode mnie o półtora cala, ma 161 cm i 5 mm wzrostu.
Makijaż w tamtych czasach był zupełnie odmienny i bardzo prosty. Zamężne - prawie wszystkie kobiety powyżej osiemnastu lat - goliły brwi i czerniły zęby. Od połowy Meiji zwyczaj ten zaczął stopniowo zanikać, lecz przetrwał jeszcze do czasów mego dzieciństwa. Jeszcze dziś pamiętam specyficzny metaliczny zapach farby pokrywającej zeby. Co by pomyślała Satsuko, gdyby zobaczyła moją matkę z takimi zebami? Satsuko ma trwałą ondulację, z uszu zwisają jej kolczyki, usta maluje różem koralowym, brwi przyczernia ołówkiem, ma podcienione powieki i przyklejone sztuczne rzęsy, które jakby tego było jeszcze za mało, przedłuża tuszem. W ciągu dnia robi to ciemnobrązowym ołówkiem, a na wieczór do przedłużania oczu używa tuszu chińskiego, zmieszanego z kredka do oczu. Wiele czasu i trudu zajęłoby też szczegółowe opisanie całego procesu pielęgnacji paznokci. Jakże się więc zmieniła kobieta w Japonii w ciągu tych sześćdziesięciu kilku lat!

Jak pisze wydawca, "Dziennik..." jest ostatnią powieścią Tanizaki Jun'ichiro, oparta w znacznej mierze na wątkach autobiograficznych.

Teraz zabieram się za drugą powieść w tym zbiorze - "Niektórzy wolą pokrzywy", tym razem z 1929 roku.

3 komentarze:

  1. Szlenie ciekawy fragment i recenzja! Nie wiem, czy wiedzialam o tym przyczernianiu zebow, ale czy to mialo sluzyc upiekszaniu kobiety? Interesujace...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tez nie wiedziałam o tym czernieniu zębów. No cóż, co kraj (i czasy) to obyczaj. *^v^*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie również te zęby zaskoczyły! Fragment książki świetny!

    OdpowiedzUsuń